niedziela, 20 lipca 2014

ROZDZIAŁ VIII


KONIEC LENISTWA KOTY!

***

Po przekroczeniu progu wszyscy rozeszli się po domu praktycznie nieprzytomni z głodu i zmęczenia. Micky pootwierał wszystkie okna na oścież, ignorując fakt, że zaczynało się robić chłodno, po czym zaległ na kanapie, w pozycji embrionalnej próbując nie płakać z wycieńczenia. Jace z Louis'm, po chwili kręcenia się po salonie, jakby dla zachowania pozorów, w końcu i tak wylądowali w sypialni odprowadzani kpiącym uśmiechem Niall'a. Harry znowu postanowił twardo ignorować małą Joined, więc krył się po kątach kończąc swoje tchórzostwo w pokoju na piętrze wraz z Liam'em, próbując za wszelką cenę uniknąć jedynego tematu, którym aktualnie był zainteresowany Payne.
 Po pół godzinie w domu zapadł względny spokój i cisza.

SOUNDTRACK

Kaya pobiegła do studia zgrać wszystko to co nagrali w lasach, za nią jak cień podążył Zayn, który od ich rozmowy w studiu stał się cichy i mrukliwy momentami gburowaty, ale miał w sobie sporo motywacji do skończenia projektu. Zaraz po zamknięciu drzwi usiadł w szklanej klatce i spojrzał jej wyzywająco w oczy. Puściła więc linię melodyczną i przekręciła lekko głowę wsłuchując się w rozgrzewającego się chłopca. I nagle wydarzyło się coś co do dzisiejszego dnia uznawane jest jako głos tamtego pokolenia. Pokolenia złamanego, przerażonego, zawsze schowanego za plecami innych generacji tych głupszych, ale tych, których zawsze zjadało własne ego.

A scrub is a guy that thinks he's fly
And is also known as a buster
Always talkin' about what he wants
And just sits on his broke ass, so...

Prawie w biegu złapała kartkę i zaczęła zapisywać słowa, które uderzyły ją, dziękując wszystkim bogom, że nagrała to co przed chwilą się wydarzyło. Podniosła wzrok wpatrując się w jego zaszokowaną minę. On sam nie spodziewał się tego co właśnie zrobił. Złapała za drugi mic i dwie godziny później siedzieli obydwoje obrzuceni kartkami na brudnym dywanie, na przeciwko siebie a ona śpiewała dalszy ciąg z wciąż przymkniętymi oczami.

I don't want no scrub
A scrub is a guy that can't get no love from me
Hangin' out the passenger side
Of his best friend's ride
Trying to holler at me

 - Myślę, że ludzie mogą to traktować bardzo dosłownie. Rozumiesz, głupia dziana dziewczynka, która nie chce jakiegoś pętaka bez samochodu. - wymruczał Zayn. Byli jak w transie, kompletnie wyodrębnieni z rzeczywistego świata. Kaya parsknęła.
 - Z tą ilością bólu, którą wrzuciłeś w to zaczynając? Nie ma takiej opcji. Z resztą to jest jak prowokacja. Ci co zrozumieją to dosłownie prędzej czy później dostaną po dupie. Kurwa Zayn... Dokonałeś czegoś niemożliwego. To jest głos pokolenia. Tego pokolenia wrażliwych, młodych ludzi, którzy przerażeni wizją robienia czegokolwiek, zastygają kąpiąc się we własnym bólu narzucając sobie fikcyjne ograniczenia. Zrobiłeś właśnie jebaną rewolucję w mojej głowie.

***
soundtrack

Wieczór zbliżał się małymi krokami, rozpadało się na dobre. Krople uderzały o drewno werandy, a pole szarzało we mgle. Dopiero po kilku godzinach od przyjazdu w końcu Harry ze spokojem wylądował na werandzie za wszelką cenę unikając studia, które zamknięte od ich powrotu mieściło w swoim wnętrzu cały jego niepokój. Miał nadzieję posiedzieć sam w spokoju, zastanowić się nad tym całym syfem, któy zaatakował jego głowę, próbując ratować resztki spokoju, uciekając od strachu, których sukcesywnie atakował jego spokojne jestestwo. Przeliczył się.
- Jesteś jak dziecko. - Jace, lekko rozczochrany po "popołudniowej drzemce" położył nogi na drewnianej barierce ganku i obserwował jak krople spadają na gumę zniszczonych tenisówek. - Nie, przepraszam... Jesteś dzieckiem. I mogę zrozumieć dlaczego. Od kilku lat nikt nie pozwalał ci dorosnąć, klaskano ci za zachowania chłopca z podwórka. Nie mówię tego z intencją obrażenia, raczej próbuję ci pokazać, że rozumiem.
Styles patrzył na niego z wyczekiwaniem, nie próbując się bronić. Blondyn mówił prawdę i chociaż nikt nie lubił jej słuchać, Harry nie zamierzał od niej uciekać.
 - Nie mówię, że masz to zmieniać, to jest twoje - zrób z tym co chcesz. Ale Kaya jest bardzo podobna. - parsknął myśląc o następnych słowach. - Brzmię jak rozgoryczony rodzic, ale boję się, że to przeze mnie i Micky'ego. Rozpieszczaliśmy ją, bo kiedy do nas trafiła miała za sobą traumę a nie życie i bardzo chcieliśmy żeby była szczęśliwa. Ale to nie pomogło, a jedyne co zostało to jej doprowadzone do absurdu problemy z wyrażaniem uczuć, nie mówiąc już o zbliżaniu się do kogokolwiek na dłużej. Znajduje multum wytłumaczeń na bycie samą, ale płacze po nocach w tym duchu braku sensu. Przeraża mnie. Czasem naprawdę się boję, że nie poradzi sobie w prawdziwym życiu. Kiedy tylko coś zaczyna się walić, albo chociaż nie idzie dokładnie po jej myśli wpada w chory wir zabawy, nie wie kiedy przestać. Może być tylko cudownie albo koszmarnie. Brak jej środka. Jest na ciebie wściekła, albo cię kocha, jest euforycznie szczęśliwa, albo wpada w jakąś ciemność, z której nikt nie potrafi jej wyciągnąć. Jest egoistyczna i ma cechy socjopaty, i nic nie można na to poradzić, bo potrafi być słodka i piękna, nawet nie wiesz kiedy tobą manipuluje.
Uśmiech na twarzy bruneta potwierdził tylko, że przypuszczenia Jace'a o ich podobieństwie były trafne.
- Ona potrzebuje kogoś kto będzie się nią opiekował. I nie mówię tego jako jej rodzina, mówię to jako obserwator jej dojrzewania. Ty masz problem żeby zaopiekować się sobą. Najwyraźniej przez to ciągnie was do siebie, ale to nie skończy się dobrze. A ona nie może znowu cierpieć. Nie może, bo nie zniesie tego. Jest przerażająco krucha jak na tak silną osobowość. Rozsypuje się w chwilę. Zbiera się do kupy latami.
- Wiem o co chcesz mnie prosić. Chcę tylko żebyś wiedział, że... Nie uchronisz jej przed całym bólem, który ją czeka. Nie powinieneś właściwie bronić jej przed żadnym doświadczeniem, bo to one uczą. One tworzą człowieczeństwo, oddzielają ziarno od plewu - tych którzy z nich czerpią od tych, którzy nie dają im rady. Jest silniejsza niż ci się wydaje. Styles nie był gotowy na tę rozmowę. Bał się, że kiedy przyjdzie do niego zrozumienie tej sytuacji, kiedy zrozumie już trochę bardziej siebie i swoje zachowanie nie będzie chciał więcej widzieć Kai. To co się działo pomiędzy nimi było przerażające i pełne kompletnie niezrozumiałego bólu. Go już wszystko bolało, od początku czuł jakby ktoś wstrzyknął mu porządną dawkę eliksiru cierpienia.
Jace pokręcił głową z niedowierzaniem. - A ty? Ty też masz więcej siły niż wszyscy myślą? Wszyscy drżą o ciebie, jakbyś cały czas stał nad przepaścią. Louis przy każdym twoim gwałtownym ruchu podskakuje jakbyś miał zaraz się utopić, podciąć sobie żyły, albo jebnąć złoty strzał. Czemu?
Harry odwrócił wzrok, na ganek wbiegł Loki domagając się czułości, zaraz za nim pojawił się Micky. Rzucił im roztargnione spojrzenie, wymruczał coś pod nosem i wszedł do środka drąc się już od progu w poszukiwaniu Kai.
Styles zignorował pytanie blondyna. - Może pomożemy sobie nawzajem. Nie pomyślałeś o tym? Ja dokładnie wiem co ją boli. Pomimo tego, że czasem przysięgam, mam wrażenie jakby była mi obca.

A scrub is a guy that thinks he's fly
And is also known as a buster
Always talkin' about what he wants
And just sits on his broke ass, so...

***

- O kurwa...
Cały dom zszedł się do studia żeby posłuchać efektów pracy Zayn'a i Kai. Po pierwszym przesłuchaniu nikt nie powiedział ani słowa, Louis włączył po prostu utwór jeszcze raz. Suche wokale, jedynie z podbijającym to lekko nawet nierównym basem, który Kaya wystukała na magicznym pudełku. Dopiero po drugim razie Niall wykrztusił z siebie ten jeden krótki komentarz zawierający chyba opinię wszystkich zgromadzonych w pokoju. Zayn uśmiechnął się krzywo pod nosem.
- Myśleliśmy o skrzypcach, ale raczej jako część melodii, reszta elektroniczna.
- Właśnie. O tym chciałam z wami porozmawiać. Micky? Jace? Jest szansa?
Bracia spojrzeli po sobie. W końcu młodszy Joined przeniósł wzrok na siedzących blisko siebie Zayn'a i Kayę. - Szansa? Kocie. Byłoby zajebiście gdybyśmy mogli zrobić do tego muzykę, ale... to jest dobre. To jest bardzo dobre i chyba bałbym się, że to spierdolę.
Jace prychnął. - Nieprawda. Chcesz być częścią tego Micky, wierz mi. To esencja...
- Nas. To pieprzona esencja nas wszystkich. - powiedział Harry. - Nie tylko nas siedzących tutaj.
Zapadła cisza i tego momentu, gdyby zapytać ich nawet po latach, nie zapomnieli nigdy. Pieprzona wiekopomna chwila.

A scrub is a guy that thinks he's fly
And is also known as a buster
Always talkin' about what he wants
And just sits on his broke ass, so
No, I don't want your number
No, I don't want to give you mine and
No, I don't want to meet you nowhere
No, don't want none of your time
No
I don't want no scrub
A scrub is a guy that can't get no love from me
Hangin' out the passenger side
Of his best friend's ride
Trying to holler at me
I don't want no scrub
A scrub is a guy that can't get no love from me
Hangin' out the passenger side
Of his best friend's ride
Trying to holler at me
Trying to holler at me, at me
But a scrub's checkin' me and he's giving this kinda wink
And I know that he can not approach me
Cause I'm looking like class and he's looking like trash
Can't get with no dead beat ass
If you don't have a car and you're walking
(Oh yes son, I'm talking to you)
If you live at home with your momma
We're all in our private traps
If you have a shorty but you don't show love
Wanna get me with no money
Oh no, I don't want to, no

***
Sountrack

- Dobra. Zobaczmy jak bardzo jesteście normalnymi chłopcami z dużą kasą na koncie. - zaśmiał się Micky umykając przed lecącą w jego stronę zapalniczką.
Dom powoli zapełniał się ludźmi. Jace z Micky'm zaprosili większość znajomych rodziny, którzy raczej fanami One Direction nie byli. Byli za to zabawni, pełni luzu i podobnie jak cały ten dom - dosyć specyficzni.
Kaya biegała po piętrze próbując na ostatnią chwilę wyglądać olśniewająco i przeklinała głośno Harry'ego, o którego notorycznie potykała się w korytarzu. On zaśmiewał się do łez i raz na jakiś czas podsuwał jej lustro z uformowaną na nim kreską białego proszku. Wszyscy byli na chmurce. Zayn tkwił przy telefonie, próbując po raz kolejny dodzwonić się do swojej równie sławnej dziewczyny, żeby powiedzieć jej pod wpływem impulsu, wyrzutów sumienia lub kokainy, że kocha ją najbardziej na świecie. Liam bawił się z kotem, który wyjątkowo zainteresowany nowym kumplem raz po raz drapał go po dłoniach, a Niall pomagał Tyler'owi wnosić sprzęt do domu . Rudzielec, były chłopiec Kai, był dj'em. Nie żadnym sławnym twórcą hitów, ale talentu też nie można mu było odmówić. Drzwi od werandy, które otwarte na oścież wpuszczały do domu wiatr i ludzi skrzypiały przeciągle. W końcu też zjawiły się wszystkie koty Kai, jakby przyciągnęło je zbiegowisko.
Jace i Louis upijali się do nieprzytomności grając w "Jak tylko usłyszę słowo One lub Direction piję shot'a." i wyglądali na prze szczęśliwych.
Do domu weszła ubrana w wypłowiałe futro blondyneczka, o lekko błędnym spojrzeniu i słodkim uśmiechu pełnym niewinności. Rozejrzała się, zauważyła w tłumie Micky'ego, podeszła więc szybko, zawisła na jego plecach i wyszeptała coś do ucha. Roześmiany brat Joined pocałował ją w usta i wskazał piętro. Dziewczyna praktycznie biegiem ruszyła w stronę schodów i zamarła widząc siedzącego na przeciwko nich Styles'a.
- Cześć... - wymruczał, seksownie mrużąc oczy. Jej policzki pokryły się czerwienią podniecenia, podeszła do niego, złapała go za podbródek i pocałowała mocno w usta.
- Więc Gwiazdora już poznałaś. - usłyszała lekko rozbawiony głos swojej przyjaciółki.
Kaya stała w progu wpatrując się z przekąsem w parę.
Blondynka zerwała się na równe nogi. Spojrzały po sobie i parsknęły równym śmiechem. - Przepraszam, weszłam tu i... On tu siedział. - Odwróciła się plecami do bruneta i spojrzała na Joined. - To jest chłopiec z One Direction.
- Wiem, Robin. Mieszka u mnie w domu. - Objęły się mocno kompletnie zapominając o siedzącym na podłodze Styles'ie.
- Patrz co znalazłam! - blondynka wyciągnęła z kieszeni małe różowe tabletki i podniosła błyszczące oczy.
- Chciałaś chyba powiedzieć - patrz co zjadłam. - wymruczała Kaya i sięgnęła po jedną. Kicia zachichotała.
Harry obserwował dziewczyny próbując znaleźć choć jedną rzecz, która by je łączyła, a były... Kontrastowo różne. Blondynka była entuzjastyczna i bezproblemowa.O wiele bardziej zadbana i miała większe piersi. Wpatrywała się jednak w Kayę jak w obrazek.
Mruczały coś pomiędzy sobą, stykając się dłońmi, jakby czerpały z siebie energię. Styles uśmiechnął się groźnie czując smak ust tej nowej postaci, która wparowała do jego życia z lekkim przytupem. Wiedział już jak wyciągnie z Kai emocje.



sobota, 19 lipca 2014

ROZDZIAŁ VII

Tak.
Wróciłam.
Już nikt nie zagląda, ja sama przestałam istnieć w sieci, ale... nie mogę się powstrzymać. Muszę to dokończyć, bo inaczej nie ruszę.
Multum miłości dla Tofi - kochana ja cały czas zaglądam. Powinnam pisać, nie pisałam, ale wiedz.
Pokłony dla Akai Sora, która jak zwykle leczy mnie Breaking The Silence, jednocześnie powodując,że jestem chora.

Pyk!

Witajcie z powrotem.

***

soundtrack

2 lata później

Słońce już dawno skryło się gdzieś pomiędzy wysokimi wieżowcami miasta, a chłód powoli stawał się dokuczliwy. Dreszcz, który przebiegł po jej ramionach nie miał jednak nic wspólnego z temperaturą. Klasyka. Przecież wiedziała, że to tylko wspomnienia atakujące jej umysł. 
Wsiadła do samochodu pijana, nadal w tym cudownym, rozleniwionym stanie ,który chodził za nią od rana i polepszał się wraz z kolejnym wypitym drinkiem. Za kierownicą siedział młody taksówkarz. Pewnie trzydziestoletni gracz, który większość swojego życia spędzał w ukochanej furze pieszcząc swoją playlistę. 
- Północny. - wymruczała ignorując spojrzenia, które rzucał jej w lusterku.
Zamroczona alkoholem, czuła gorzki smak ust kierowcy, pomimo faktu, że nawet nie zdążył ich otworzyć.
- Długa noc? - zapytał w końcu standardowo, nie odrywając wzroku od drogi.
- Aż tak źle wyglądam? - Riposta przyszła samoistnie. Utkwiła kocie spojrzenie w przednim lusterku.
Mężczyzna zaśmiał się, kręcąc, jakby z niedowierzaniem, głową. 
- Nie... ale zdecydowanie wyglądasz na zmęczoną.
- Jeśli tak się to teraz nazywa to muszę wyznać, że jestem wręcz skonana. - ostatnie słowo prawie wycedziła przez ściśnięte niezrozumiałym strachem zęby. Dziwne przeświadczenie, że zaraz zobaczy coś czego obiecała sobie nie oglądać nigdy więcej. Samochód właśnie stanął na światłach i już nie mogła tego cofnąć.
Rude, rozwiane włosy dziewczyny, raz po raz muskały jej lekko zaczerwienioną z emocji twarz. Nie mogła mieć więcej niż siedemnaście lat. Stała na przejściu, chwiejąc się lekko na obcasach i wijąc się przed chłopcem o niemożliwie zielonych oczach. Joined patrzyła na niego badawczo, prawie dusząc się od powstrzymywanego oddechu, jakby bała się, że ją usłyszy. Twarz miał ściągniętą w grymasie, imitacji uśmiechu, którego nigdy z uśmiechem nie myliła. Oczy miał zgaszone, chociaż pewnie właśnie mruczał dziewczynie co z nią zrobi jak tylko przekroczą próg jej domu. I wtedy spojrzał na Kayę. Zamarł, w pierwszej chwili nawet nie drgnął, potem puścił dziewczynę i zrobił kilka szybkich kroków w stronę samochodu. 
Światło zmieniło się na zielone. Ruszyli.
- Chyba znajomy, prawda? Prawie wbiegł mi pod koła.
- Nie zwróciłam uwagi... Może niedoszły samobójca. - zrobiło się jej niedobrze. - Czy moglibyśmy zatrzymać się za rogiem? Potrzebuję świeżego powietrza.

***
soundtrack

- Podchody? Chcę się tylko upewnić. Poważnie rozważamy nocne biegi po lesie? - Liam wytrzeszczył oczy z niedowierzaniem szukając wsparcia w oczach brata Joined. - Serio?
- Serio, serio. - Micky grzebał w torbie w poszukiwaniu ostatniego worka z białym kryształem całkowicie ignorując fochy przyjaciela.
- Rozumiem, że robimy to z własnej, nieprzymuszonej woli?
Entuzjazm opanował prawie wszystkich na myśl o nocnych zabawach, pomysł niósł przecież za sobą zapach dzieciństwa i skoków adrenaliny. Tylko Payne nie mógł zrozumieć uśmiechów na twarzach kompanów i od pół godziny próbował wybić im tę pseudo niewinną ideę z głowy. Nikt nie wdawał się z nim w dyskusję licząc na to, że prędzej czy później dojrzeje do wizji turlania się w liściach.
Niall szybko przejął rolę organizatora i równie szybko ją porzucił dla słodyczy leżących obok ogniska, które powoli dogasało.
Kaya, sucha i opatulona sporą warstwą odzieży wierzchniej rodzaju wszelkiego wpatrywała się w drużynę z czułym uśmiechem. Było jej dobrze, niepokój znikł pozostawiając za sobą tylko euforyczne działanie narkotyku.

***

Ciemność pomagała w zabiciu dyskomfortu przebywania w dwójkę.
Milczeli. Jak zwykle, jakby brali rozbieg przed skokiem w dal, błądzili po swoich myślach. Nie było w tym niezręczności. Była to klasyczna niewygoda. Najzwyklejsza potrzeba wyjaśnienia niedopowiedzeń, które jednak nie przechodziły im przez usta. W końcu Harry zaryzykował temat, który męczył go od dłuższego czasu. Wziął głęboki wdech.
- Jeżdżąc z wami, słuchając muzyki, żyjąc w ten anormalny sposób...zastanawiam się dlaczego kiedykolwiek mi zależało? Przecież tobie nie zależy. - rzucił, natychmiastowo czując się jak idiota. Powstrzymał chęć uderzenia się mocno w twarz, dla otrzeźwienia umysłu. Kaya jednak, najwyraźniej przyzwyczajona do szyfrowanych wypowiedzi szybko zaczęła rozgrzebywać jego słowa.
- Mi nie zależy... - wymruczała pod nosem rzucając w jego stronę przeciągłe spojrzenie, od którego zaczęło mu się robić duszno. Taksujące, badawcze oczy jeszcze bardziej wprowadzały go w stan totalnej hibernacji i oszołomienia. - Na czym to mi nie zależy, Gwiazdorze, wytłumacz się.
- Masz gdzieś co inni pomyślą. Pomimo, że... kurwa, przysięgam ci Kaya, jesteś najdziwniejszym człowiekiem jakiego poznałem, to to naprawdę jesteś ty.
- Cokolwiek to znaczy. - znów spojrzała na niego ukosem, jakby badała czy Styles nie kpi.
- To dobre. Jestem pewny, że to dobre. - takiego głosu chyba jeszcze nigdy nie użył wobec niej.
Wbrew temu jak go nazwała, Harry był teraz zwykłym chłopcem, odkrywającym przed samym sobą tajniki szczęśliwego życia. A to wszystko dzięki niej? Dzięki chudemu, dziwnie niewymiarowemu stworzeniu o za dużych oczach?
Zapadła chwila ciszy, pierwszy raz chyba jednak lekko niezręcznej. Jakby jedyne co mogło się teraz wydarzyć to ich ciała przylegające do siebie, w gąszczu lasów. Obydwoje to widzieli. Jego dłoń musnęła jej, dokładnie w ten sam sposób w jaki zetknęli się ze sobą na podłodze studia tego pierwszego dnia. Obydwoje czuli strach, ten dziwny rodzaj niepokoju, który uświadamiał im, że czas ucieka przez palce, pewnie niedużo go jeszcze pozostało.
Nagle Harry poderwał głowę do góry, nasłuchując. Kaya korzystając z jego całkowitego skupienia na dźwiękach pozwoliła sobie na pełne czułości spojrzenie. Nie była w stanie myśleć o tym czy ktoś rzeczywiście trafił na ich ślady w leśnej pogodni. Jedno przepełniało ją w całości. Euforia, którą odczuwała teraz, będąc z nim, słysząc jego słowa, mówiące, że on docenia dokładnie to na co tak długo i wytrwale pracowała kiedy inni siedzieli w zeszytach, szkolnych podręcznikach. Nie pozwoliła sobie jednak iść dalej z tą myślą. Wiedziała, że właśnie ucieka od uświadomienia sobie jak ważną postacią zaczynał być w jej historii. W końcu złapał jej wzrok, czujny, nieświadomy walki jaką właśnie toczyła z samą sobą.
- Co jest? - spytała szeptem próbując zmyć z twarzy coś co sama nazywała "cielęcym zachwytem".
- Biegnij! - Złapał ją za rękę i oboje potykając się o gałęzie i próbując nie upaść puścili się sprintem pomiędzy drzewami. Jego dłoń paliła, a nienazwane uczucie powoli zaciskało się w jej brzuchu. Skupiła się na tym, więc nie zauważyła nawet chwili upadku. Noga Harry'ego zahaczyła o wystający korzeń, a chłopak poleciał w dół. Ciągnąc za sobą niczego nieświadomą Joined. Jęknął głośno.
 - Przepraszam... - wymruczał głosem z granicy rozbawienia i skruchy nie puszczając jej dłoni.
Nie mogła się skupić nawet na udawaniu złej.
Chyba nigdy nie była w takim stanie, tego rodzaju zrozumienie osiągała z Chłopcami, ale nigdy nie było tak silne. Poczuła silną potrzebę zapalenia papierosa. I ucieczki.

***

Niall i Liam pokłócili się w dziesięć minut po wejściu w las. Blondynek błąkał się pomiędzy drzewami w poszukiwaniu kogokolwiek kogo mógłby zdemaskować i mieć w końcu do kogo otworzyć usta. Mamrocząc do samego siebie i potykając się o własne nogi wędrował pomiędzy wysokimi pniami dębów przeklinając dzień, w którym poznał "Zajebanego Jaśnie Pana Payne'a". Nagle usłyszał czyjś stłumiony jęk, potem śmiech i głośne, zsynchronizowane oddechy. Skradając się po ciemku wyciągnął z kieszeni latarkę.
Światło padło na stojące przy drzewie postaci.
- Ha! - triumfalny okrzyk uwiązł mu w gardle na widok rozpiętych spodni Louis'ego.
Chłopcy nie wyglądali na zmieszanych, Jace dostał jedynie ataku histerycznego śmiechu. Oparł się o drzewo, i trzymając swoją podartą koszulkę w ręku, wydał z siebie serię niepokojących dźwięków.
Niall spojrzał na Louis'ego z wyrzutem. - Zdrajca! - wysyczał. Brunet oblizał wargi i pochylił głowę z udawaną skruchą. Głównie po to chyba żeby ukryć błądzący po ustach uśmiech.
I właśnie wtedy kiedy miało w końcu dojść do konfrontacji pewnych faktów usłyszeli przeciągły wyk.
- Co za idioci. - wymruczał Louis cały czas próbując powstrzymać śmiech.
- Są niedaleko. - Jace ruszył z miejsca jednocześnie próbując wdziać rozerwany w pół t-shirt.

***

W końcu mrok całkowicie zasłonił ich twarze. Dopiero wtedy Harry'emu przypomniało się, że na dnie plecaka leżą dwie, puchate maski. Obie miały szpiczaste uszy, jakieś kotopodobne kształty, ale Joined bez wahania sięgnęła po tę, którą trzymał w lewej dłoni.
- Jestem lisem... - wychrypiała patrząc na niego wielkimi mokrymi oczami.
To rzeczywiście była maska lisa. W świetle błyszczałaby rudą mordką, ale ona nie mogła tego widzieć. Tak miało być.
Założył maskę po czym zawył do księżyca jak na wilka przystało. Po czym uświadomił sobie jak bardzo ściągnął na nich uwagę rozbieganych po lesie przyjaciół.
Spojrzeli sobie w oczy. On pełen przerażenia, ona pełna teatralnej pogardy dla jego zachowania.
- Kładziemy się w ściółkę i bez ruchu. Nie znajdą nas. - wyszeptała rozkazującym tonem.