sobota, 19 lipca 2014

ROZDZIAŁ VII

Tak.
Wróciłam.
Już nikt nie zagląda, ja sama przestałam istnieć w sieci, ale... nie mogę się powstrzymać. Muszę to dokończyć, bo inaczej nie ruszę.
Multum miłości dla Tofi - kochana ja cały czas zaglądam. Powinnam pisać, nie pisałam, ale wiedz.
Pokłony dla Akai Sora, która jak zwykle leczy mnie Breaking The Silence, jednocześnie powodując,że jestem chora.

Pyk!

Witajcie z powrotem.

***

soundtrack

2 lata później

Słońce już dawno skryło się gdzieś pomiędzy wysokimi wieżowcami miasta, a chłód powoli stawał się dokuczliwy. Dreszcz, który przebiegł po jej ramionach nie miał jednak nic wspólnego z temperaturą. Klasyka. Przecież wiedziała, że to tylko wspomnienia atakujące jej umysł. 
Wsiadła do samochodu pijana, nadal w tym cudownym, rozleniwionym stanie ,który chodził za nią od rana i polepszał się wraz z kolejnym wypitym drinkiem. Za kierownicą siedział młody taksówkarz. Pewnie trzydziestoletni gracz, który większość swojego życia spędzał w ukochanej furze pieszcząc swoją playlistę. 
- Północny. - wymruczała ignorując spojrzenia, które rzucał jej w lusterku.
Zamroczona alkoholem, czuła gorzki smak ust kierowcy, pomimo faktu, że nawet nie zdążył ich otworzyć.
- Długa noc? - zapytał w końcu standardowo, nie odrywając wzroku od drogi.
- Aż tak źle wyglądam? - Riposta przyszła samoistnie. Utkwiła kocie spojrzenie w przednim lusterku.
Mężczyzna zaśmiał się, kręcąc, jakby z niedowierzaniem, głową. 
- Nie... ale zdecydowanie wyglądasz na zmęczoną.
- Jeśli tak się to teraz nazywa to muszę wyznać, że jestem wręcz skonana. - ostatnie słowo prawie wycedziła przez ściśnięte niezrozumiałym strachem zęby. Dziwne przeświadczenie, że zaraz zobaczy coś czego obiecała sobie nie oglądać nigdy więcej. Samochód właśnie stanął na światłach i już nie mogła tego cofnąć.
Rude, rozwiane włosy dziewczyny, raz po raz muskały jej lekko zaczerwienioną z emocji twarz. Nie mogła mieć więcej niż siedemnaście lat. Stała na przejściu, chwiejąc się lekko na obcasach i wijąc się przed chłopcem o niemożliwie zielonych oczach. Joined patrzyła na niego badawczo, prawie dusząc się od powstrzymywanego oddechu, jakby bała się, że ją usłyszy. Twarz miał ściągniętą w grymasie, imitacji uśmiechu, którego nigdy z uśmiechem nie myliła. Oczy miał zgaszone, chociaż pewnie właśnie mruczał dziewczynie co z nią zrobi jak tylko przekroczą próg jej domu. I wtedy spojrzał na Kayę. Zamarł, w pierwszej chwili nawet nie drgnął, potem puścił dziewczynę i zrobił kilka szybkich kroków w stronę samochodu. 
Światło zmieniło się na zielone. Ruszyli.
- Chyba znajomy, prawda? Prawie wbiegł mi pod koła.
- Nie zwróciłam uwagi... Może niedoszły samobójca. - zrobiło się jej niedobrze. - Czy moglibyśmy zatrzymać się za rogiem? Potrzebuję świeżego powietrza.

***
soundtrack

- Podchody? Chcę się tylko upewnić. Poważnie rozważamy nocne biegi po lesie? - Liam wytrzeszczył oczy z niedowierzaniem szukając wsparcia w oczach brata Joined. - Serio?
- Serio, serio. - Micky grzebał w torbie w poszukiwaniu ostatniego worka z białym kryształem całkowicie ignorując fochy przyjaciela.
- Rozumiem, że robimy to z własnej, nieprzymuszonej woli?
Entuzjazm opanował prawie wszystkich na myśl o nocnych zabawach, pomysł niósł przecież za sobą zapach dzieciństwa i skoków adrenaliny. Tylko Payne nie mógł zrozumieć uśmiechów na twarzach kompanów i od pół godziny próbował wybić im tę pseudo niewinną ideę z głowy. Nikt nie wdawał się z nim w dyskusję licząc na to, że prędzej czy później dojrzeje do wizji turlania się w liściach.
Niall szybko przejął rolę organizatora i równie szybko ją porzucił dla słodyczy leżących obok ogniska, które powoli dogasało.
Kaya, sucha i opatulona sporą warstwą odzieży wierzchniej rodzaju wszelkiego wpatrywała się w drużynę z czułym uśmiechem. Było jej dobrze, niepokój znikł pozostawiając za sobą tylko euforyczne działanie narkotyku.

***

Ciemność pomagała w zabiciu dyskomfortu przebywania w dwójkę.
Milczeli. Jak zwykle, jakby brali rozbieg przed skokiem w dal, błądzili po swoich myślach. Nie było w tym niezręczności. Była to klasyczna niewygoda. Najzwyklejsza potrzeba wyjaśnienia niedopowiedzeń, które jednak nie przechodziły im przez usta. W końcu Harry zaryzykował temat, który męczył go od dłuższego czasu. Wziął głęboki wdech.
- Jeżdżąc z wami, słuchając muzyki, żyjąc w ten anormalny sposób...zastanawiam się dlaczego kiedykolwiek mi zależało? Przecież tobie nie zależy. - rzucił, natychmiastowo czując się jak idiota. Powstrzymał chęć uderzenia się mocno w twarz, dla otrzeźwienia umysłu. Kaya jednak, najwyraźniej przyzwyczajona do szyfrowanych wypowiedzi szybko zaczęła rozgrzebywać jego słowa.
- Mi nie zależy... - wymruczała pod nosem rzucając w jego stronę przeciągłe spojrzenie, od którego zaczęło mu się robić duszno. Taksujące, badawcze oczy jeszcze bardziej wprowadzały go w stan totalnej hibernacji i oszołomienia. - Na czym to mi nie zależy, Gwiazdorze, wytłumacz się.
- Masz gdzieś co inni pomyślą. Pomimo, że... kurwa, przysięgam ci Kaya, jesteś najdziwniejszym człowiekiem jakiego poznałem, to to naprawdę jesteś ty.
- Cokolwiek to znaczy. - znów spojrzała na niego ukosem, jakby badała czy Styles nie kpi.
- To dobre. Jestem pewny, że to dobre. - takiego głosu chyba jeszcze nigdy nie użył wobec niej.
Wbrew temu jak go nazwała, Harry był teraz zwykłym chłopcem, odkrywającym przed samym sobą tajniki szczęśliwego życia. A to wszystko dzięki niej? Dzięki chudemu, dziwnie niewymiarowemu stworzeniu o za dużych oczach?
Zapadła chwila ciszy, pierwszy raz chyba jednak lekko niezręcznej. Jakby jedyne co mogło się teraz wydarzyć to ich ciała przylegające do siebie, w gąszczu lasów. Obydwoje to widzieli. Jego dłoń musnęła jej, dokładnie w ten sam sposób w jaki zetknęli się ze sobą na podłodze studia tego pierwszego dnia. Obydwoje czuli strach, ten dziwny rodzaj niepokoju, który uświadamiał im, że czas ucieka przez palce, pewnie niedużo go jeszcze pozostało.
Nagle Harry poderwał głowę do góry, nasłuchując. Kaya korzystając z jego całkowitego skupienia na dźwiękach pozwoliła sobie na pełne czułości spojrzenie. Nie była w stanie myśleć o tym czy ktoś rzeczywiście trafił na ich ślady w leśnej pogodni. Jedno przepełniało ją w całości. Euforia, którą odczuwała teraz, będąc z nim, słysząc jego słowa, mówiące, że on docenia dokładnie to na co tak długo i wytrwale pracowała kiedy inni siedzieli w zeszytach, szkolnych podręcznikach. Nie pozwoliła sobie jednak iść dalej z tą myślą. Wiedziała, że właśnie ucieka od uświadomienia sobie jak ważną postacią zaczynał być w jej historii. W końcu złapał jej wzrok, czujny, nieświadomy walki jaką właśnie toczyła z samą sobą.
- Co jest? - spytała szeptem próbując zmyć z twarzy coś co sama nazywała "cielęcym zachwytem".
- Biegnij! - Złapał ją za rękę i oboje potykając się o gałęzie i próbując nie upaść puścili się sprintem pomiędzy drzewami. Jego dłoń paliła, a nienazwane uczucie powoli zaciskało się w jej brzuchu. Skupiła się na tym, więc nie zauważyła nawet chwili upadku. Noga Harry'ego zahaczyła o wystający korzeń, a chłopak poleciał w dół. Ciągnąc za sobą niczego nieświadomą Joined. Jęknął głośno.
 - Przepraszam... - wymruczał głosem z granicy rozbawienia i skruchy nie puszczając jej dłoni.
Nie mogła się skupić nawet na udawaniu złej.
Chyba nigdy nie była w takim stanie, tego rodzaju zrozumienie osiągała z Chłopcami, ale nigdy nie było tak silne. Poczuła silną potrzebę zapalenia papierosa. I ucieczki.

***

Niall i Liam pokłócili się w dziesięć minut po wejściu w las. Blondynek błąkał się pomiędzy drzewami w poszukiwaniu kogokolwiek kogo mógłby zdemaskować i mieć w końcu do kogo otworzyć usta. Mamrocząc do samego siebie i potykając się o własne nogi wędrował pomiędzy wysokimi pniami dębów przeklinając dzień, w którym poznał "Zajebanego Jaśnie Pana Payne'a". Nagle usłyszał czyjś stłumiony jęk, potem śmiech i głośne, zsynchronizowane oddechy. Skradając się po ciemku wyciągnął z kieszeni latarkę.
Światło padło na stojące przy drzewie postaci.
- Ha! - triumfalny okrzyk uwiązł mu w gardle na widok rozpiętych spodni Louis'ego.
Chłopcy nie wyglądali na zmieszanych, Jace dostał jedynie ataku histerycznego śmiechu. Oparł się o drzewo, i trzymając swoją podartą koszulkę w ręku, wydał z siebie serię niepokojących dźwięków.
Niall spojrzał na Louis'ego z wyrzutem. - Zdrajca! - wysyczał. Brunet oblizał wargi i pochylił głowę z udawaną skruchą. Głównie po to chyba żeby ukryć błądzący po ustach uśmiech.
I właśnie wtedy kiedy miało w końcu dojść do konfrontacji pewnych faktów usłyszeli przeciągły wyk.
- Co za idioci. - wymruczał Louis cały czas próbując powstrzymać śmiech.
- Są niedaleko. - Jace ruszył z miejsca jednocześnie próbując wdziać rozerwany w pół t-shirt.

***

W końcu mrok całkowicie zasłonił ich twarze. Dopiero wtedy Harry'emu przypomniało się, że na dnie plecaka leżą dwie, puchate maski. Obie miały szpiczaste uszy, jakieś kotopodobne kształty, ale Joined bez wahania sięgnęła po tę, którą trzymał w lewej dłoni.
- Jestem lisem... - wychrypiała patrząc na niego wielkimi mokrymi oczami.
To rzeczywiście była maska lisa. W świetle błyszczałaby rudą mordką, ale ona nie mogła tego widzieć. Tak miało być.
Założył maskę po czym zawył do księżyca jak na wilka przystało. Po czym uświadomił sobie jak bardzo ściągnął na nich uwagę rozbieganych po lesie przyjaciół.
Spojrzeli sobie w oczy. On pełen przerażenia, ona pełna teatralnej pogardy dla jego zachowania.
- Kładziemy się w ściółkę i bez ruchu. Nie znajdą nas. - wyszeptała rozkazującym tonem.






3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak tylko zobaczyłam, że dodałaś nowy post i to jeszcze wpis, który okazał się rozdziałem... tak się ucieszyłam, że mnie szczęka od szczerzenia się, rozbolała. Miałam nadzieję, że wrócisz. Nie byłam pewna ale miałam nadzieję. Ta przerwa sprawiła, że opowiadanie wydaje się jeszcze lepsze. Chociaż może po prostu jest coraz lepsze, z każdym nowym postem. Mam nadzieję, że tym razem nie przerwiesz tak nagle pisania i postanowisz skończyć tą historię. Trzymam kciuki. Do następnego! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że jak zwykle jesteś!

      Babrę się z tym opowiadaniem masakrycznie, ale walczę. Walczę i walczyć będę.

      Pyk!

      Usuń