niedziela, 20 lipca 2014

ROZDZIAŁ VIII


KONIEC LENISTWA KOTY!

***

Po przekroczeniu progu wszyscy rozeszli się po domu praktycznie nieprzytomni z głodu i zmęczenia. Micky pootwierał wszystkie okna na oścież, ignorując fakt, że zaczynało się robić chłodno, po czym zaległ na kanapie, w pozycji embrionalnej próbując nie płakać z wycieńczenia. Jace z Louis'm, po chwili kręcenia się po salonie, jakby dla zachowania pozorów, w końcu i tak wylądowali w sypialni odprowadzani kpiącym uśmiechem Niall'a. Harry znowu postanowił twardo ignorować małą Joined, więc krył się po kątach kończąc swoje tchórzostwo w pokoju na piętrze wraz z Liam'em, próbując za wszelką cenę uniknąć jedynego tematu, którym aktualnie był zainteresowany Payne.
 Po pół godzinie w domu zapadł względny spokój i cisza.

SOUNDTRACK

Kaya pobiegła do studia zgrać wszystko to co nagrali w lasach, za nią jak cień podążył Zayn, który od ich rozmowy w studiu stał się cichy i mrukliwy momentami gburowaty, ale miał w sobie sporo motywacji do skończenia projektu. Zaraz po zamknięciu drzwi usiadł w szklanej klatce i spojrzał jej wyzywająco w oczy. Puściła więc linię melodyczną i przekręciła lekko głowę wsłuchując się w rozgrzewającego się chłopca. I nagle wydarzyło się coś co do dzisiejszego dnia uznawane jest jako głos tamtego pokolenia. Pokolenia złamanego, przerażonego, zawsze schowanego za plecami innych generacji tych głupszych, ale tych, których zawsze zjadało własne ego.

A scrub is a guy that thinks he's fly
And is also known as a buster
Always talkin' about what he wants
And just sits on his broke ass, so...

Prawie w biegu złapała kartkę i zaczęła zapisywać słowa, które uderzyły ją, dziękując wszystkim bogom, że nagrała to co przed chwilą się wydarzyło. Podniosła wzrok wpatrując się w jego zaszokowaną minę. On sam nie spodziewał się tego co właśnie zrobił. Złapała za drugi mic i dwie godziny później siedzieli obydwoje obrzuceni kartkami na brudnym dywanie, na przeciwko siebie a ona śpiewała dalszy ciąg z wciąż przymkniętymi oczami.

I don't want no scrub
A scrub is a guy that can't get no love from me
Hangin' out the passenger side
Of his best friend's ride
Trying to holler at me

 - Myślę, że ludzie mogą to traktować bardzo dosłownie. Rozumiesz, głupia dziana dziewczynka, która nie chce jakiegoś pętaka bez samochodu. - wymruczał Zayn. Byli jak w transie, kompletnie wyodrębnieni z rzeczywistego świata. Kaya parsknęła.
 - Z tą ilością bólu, którą wrzuciłeś w to zaczynając? Nie ma takiej opcji. Z resztą to jest jak prowokacja. Ci co zrozumieją to dosłownie prędzej czy później dostaną po dupie. Kurwa Zayn... Dokonałeś czegoś niemożliwego. To jest głos pokolenia. Tego pokolenia wrażliwych, młodych ludzi, którzy przerażeni wizją robienia czegokolwiek, zastygają kąpiąc się we własnym bólu narzucając sobie fikcyjne ograniczenia. Zrobiłeś właśnie jebaną rewolucję w mojej głowie.

***
soundtrack

Wieczór zbliżał się małymi krokami, rozpadało się na dobre. Krople uderzały o drewno werandy, a pole szarzało we mgle. Dopiero po kilku godzinach od przyjazdu w końcu Harry ze spokojem wylądował na werandzie za wszelką cenę unikając studia, które zamknięte od ich powrotu mieściło w swoim wnętrzu cały jego niepokój. Miał nadzieję posiedzieć sam w spokoju, zastanowić się nad tym całym syfem, któy zaatakował jego głowę, próbując ratować resztki spokoju, uciekając od strachu, których sukcesywnie atakował jego spokojne jestestwo. Przeliczył się.
- Jesteś jak dziecko. - Jace, lekko rozczochrany po "popołudniowej drzemce" położył nogi na drewnianej barierce ganku i obserwował jak krople spadają na gumę zniszczonych tenisówek. - Nie, przepraszam... Jesteś dzieckiem. I mogę zrozumieć dlaczego. Od kilku lat nikt nie pozwalał ci dorosnąć, klaskano ci za zachowania chłopca z podwórka. Nie mówię tego z intencją obrażenia, raczej próbuję ci pokazać, że rozumiem.
Styles patrzył na niego z wyczekiwaniem, nie próbując się bronić. Blondyn mówił prawdę i chociaż nikt nie lubił jej słuchać, Harry nie zamierzał od niej uciekać.
 - Nie mówię, że masz to zmieniać, to jest twoje - zrób z tym co chcesz. Ale Kaya jest bardzo podobna. - parsknął myśląc o następnych słowach. - Brzmię jak rozgoryczony rodzic, ale boję się, że to przeze mnie i Micky'ego. Rozpieszczaliśmy ją, bo kiedy do nas trafiła miała za sobą traumę a nie życie i bardzo chcieliśmy żeby była szczęśliwa. Ale to nie pomogło, a jedyne co zostało to jej doprowadzone do absurdu problemy z wyrażaniem uczuć, nie mówiąc już o zbliżaniu się do kogokolwiek na dłużej. Znajduje multum wytłumaczeń na bycie samą, ale płacze po nocach w tym duchu braku sensu. Przeraża mnie. Czasem naprawdę się boję, że nie poradzi sobie w prawdziwym życiu. Kiedy tylko coś zaczyna się walić, albo chociaż nie idzie dokładnie po jej myśli wpada w chory wir zabawy, nie wie kiedy przestać. Może być tylko cudownie albo koszmarnie. Brak jej środka. Jest na ciebie wściekła, albo cię kocha, jest euforycznie szczęśliwa, albo wpada w jakąś ciemność, z której nikt nie potrafi jej wyciągnąć. Jest egoistyczna i ma cechy socjopaty, i nic nie można na to poradzić, bo potrafi być słodka i piękna, nawet nie wiesz kiedy tobą manipuluje.
Uśmiech na twarzy bruneta potwierdził tylko, że przypuszczenia Jace'a o ich podobieństwie były trafne.
- Ona potrzebuje kogoś kto będzie się nią opiekował. I nie mówię tego jako jej rodzina, mówię to jako obserwator jej dojrzewania. Ty masz problem żeby zaopiekować się sobą. Najwyraźniej przez to ciągnie was do siebie, ale to nie skończy się dobrze. A ona nie może znowu cierpieć. Nie może, bo nie zniesie tego. Jest przerażająco krucha jak na tak silną osobowość. Rozsypuje się w chwilę. Zbiera się do kupy latami.
- Wiem o co chcesz mnie prosić. Chcę tylko żebyś wiedział, że... Nie uchronisz jej przed całym bólem, który ją czeka. Nie powinieneś właściwie bronić jej przed żadnym doświadczeniem, bo to one uczą. One tworzą człowieczeństwo, oddzielają ziarno od plewu - tych którzy z nich czerpią od tych, którzy nie dają im rady. Jest silniejsza niż ci się wydaje. Styles nie był gotowy na tę rozmowę. Bał się, że kiedy przyjdzie do niego zrozumienie tej sytuacji, kiedy zrozumie już trochę bardziej siebie i swoje zachowanie nie będzie chciał więcej widzieć Kai. To co się działo pomiędzy nimi było przerażające i pełne kompletnie niezrozumiałego bólu. Go już wszystko bolało, od początku czuł jakby ktoś wstrzyknął mu porządną dawkę eliksiru cierpienia.
Jace pokręcił głową z niedowierzaniem. - A ty? Ty też masz więcej siły niż wszyscy myślą? Wszyscy drżą o ciebie, jakbyś cały czas stał nad przepaścią. Louis przy każdym twoim gwałtownym ruchu podskakuje jakbyś miał zaraz się utopić, podciąć sobie żyły, albo jebnąć złoty strzał. Czemu?
Harry odwrócił wzrok, na ganek wbiegł Loki domagając się czułości, zaraz za nim pojawił się Micky. Rzucił im roztargnione spojrzenie, wymruczał coś pod nosem i wszedł do środka drąc się już od progu w poszukiwaniu Kai.
Styles zignorował pytanie blondyna. - Może pomożemy sobie nawzajem. Nie pomyślałeś o tym? Ja dokładnie wiem co ją boli. Pomimo tego, że czasem przysięgam, mam wrażenie jakby była mi obca.

A scrub is a guy that thinks he's fly
And is also known as a buster
Always talkin' about what he wants
And just sits on his broke ass, so...

***

- O kurwa...
Cały dom zszedł się do studia żeby posłuchać efektów pracy Zayn'a i Kai. Po pierwszym przesłuchaniu nikt nie powiedział ani słowa, Louis włączył po prostu utwór jeszcze raz. Suche wokale, jedynie z podbijającym to lekko nawet nierównym basem, który Kaya wystukała na magicznym pudełku. Dopiero po drugim razie Niall wykrztusił z siebie ten jeden krótki komentarz zawierający chyba opinię wszystkich zgromadzonych w pokoju. Zayn uśmiechnął się krzywo pod nosem.
- Myśleliśmy o skrzypcach, ale raczej jako część melodii, reszta elektroniczna.
- Właśnie. O tym chciałam z wami porozmawiać. Micky? Jace? Jest szansa?
Bracia spojrzeli po sobie. W końcu młodszy Joined przeniósł wzrok na siedzących blisko siebie Zayn'a i Kayę. - Szansa? Kocie. Byłoby zajebiście gdybyśmy mogli zrobić do tego muzykę, ale... to jest dobre. To jest bardzo dobre i chyba bałbym się, że to spierdolę.
Jace prychnął. - Nieprawda. Chcesz być częścią tego Micky, wierz mi. To esencja...
- Nas. To pieprzona esencja nas wszystkich. - powiedział Harry. - Nie tylko nas siedzących tutaj.
Zapadła cisza i tego momentu, gdyby zapytać ich nawet po latach, nie zapomnieli nigdy. Pieprzona wiekopomna chwila.

A scrub is a guy that thinks he's fly
And is also known as a buster
Always talkin' about what he wants
And just sits on his broke ass, so
No, I don't want your number
No, I don't want to give you mine and
No, I don't want to meet you nowhere
No, don't want none of your time
No
I don't want no scrub
A scrub is a guy that can't get no love from me
Hangin' out the passenger side
Of his best friend's ride
Trying to holler at me
I don't want no scrub
A scrub is a guy that can't get no love from me
Hangin' out the passenger side
Of his best friend's ride
Trying to holler at me
Trying to holler at me, at me
But a scrub's checkin' me and he's giving this kinda wink
And I know that he can not approach me
Cause I'm looking like class and he's looking like trash
Can't get with no dead beat ass
If you don't have a car and you're walking
(Oh yes son, I'm talking to you)
If you live at home with your momma
We're all in our private traps
If you have a shorty but you don't show love
Wanna get me with no money
Oh no, I don't want to, no

***
Sountrack

- Dobra. Zobaczmy jak bardzo jesteście normalnymi chłopcami z dużą kasą na koncie. - zaśmiał się Micky umykając przed lecącą w jego stronę zapalniczką.
Dom powoli zapełniał się ludźmi. Jace z Micky'm zaprosili większość znajomych rodziny, którzy raczej fanami One Direction nie byli. Byli za to zabawni, pełni luzu i podobnie jak cały ten dom - dosyć specyficzni.
Kaya biegała po piętrze próbując na ostatnią chwilę wyglądać olśniewająco i przeklinała głośno Harry'ego, o którego notorycznie potykała się w korytarzu. On zaśmiewał się do łez i raz na jakiś czas podsuwał jej lustro z uformowaną na nim kreską białego proszku. Wszyscy byli na chmurce. Zayn tkwił przy telefonie, próbując po raz kolejny dodzwonić się do swojej równie sławnej dziewczyny, żeby powiedzieć jej pod wpływem impulsu, wyrzutów sumienia lub kokainy, że kocha ją najbardziej na świecie. Liam bawił się z kotem, który wyjątkowo zainteresowany nowym kumplem raz po raz drapał go po dłoniach, a Niall pomagał Tyler'owi wnosić sprzęt do domu . Rudzielec, były chłopiec Kai, był dj'em. Nie żadnym sławnym twórcą hitów, ale talentu też nie można mu było odmówić. Drzwi od werandy, które otwarte na oścież wpuszczały do domu wiatr i ludzi skrzypiały przeciągle. W końcu też zjawiły się wszystkie koty Kai, jakby przyciągnęło je zbiegowisko.
Jace i Louis upijali się do nieprzytomności grając w "Jak tylko usłyszę słowo One lub Direction piję shot'a." i wyglądali na prze szczęśliwych.
Do domu weszła ubrana w wypłowiałe futro blondyneczka, o lekko błędnym spojrzeniu i słodkim uśmiechu pełnym niewinności. Rozejrzała się, zauważyła w tłumie Micky'ego, podeszła więc szybko, zawisła na jego plecach i wyszeptała coś do ucha. Roześmiany brat Joined pocałował ją w usta i wskazał piętro. Dziewczyna praktycznie biegiem ruszyła w stronę schodów i zamarła widząc siedzącego na przeciwko nich Styles'a.
- Cześć... - wymruczał, seksownie mrużąc oczy. Jej policzki pokryły się czerwienią podniecenia, podeszła do niego, złapała go za podbródek i pocałowała mocno w usta.
- Więc Gwiazdora już poznałaś. - usłyszała lekko rozbawiony głos swojej przyjaciółki.
Kaya stała w progu wpatrując się z przekąsem w parę.
Blondynka zerwała się na równe nogi. Spojrzały po sobie i parsknęły równym śmiechem. - Przepraszam, weszłam tu i... On tu siedział. - Odwróciła się plecami do bruneta i spojrzała na Joined. - To jest chłopiec z One Direction.
- Wiem, Robin. Mieszka u mnie w domu. - Objęły się mocno kompletnie zapominając o siedzącym na podłodze Styles'ie.
- Patrz co znalazłam! - blondynka wyciągnęła z kieszeni małe różowe tabletki i podniosła błyszczące oczy.
- Chciałaś chyba powiedzieć - patrz co zjadłam. - wymruczała Kaya i sięgnęła po jedną. Kicia zachichotała.
Harry obserwował dziewczyny próbując znaleźć choć jedną rzecz, która by je łączyła, a były... Kontrastowo różne. Blondynka była entuzjastyczna i bezproblemowa.O wiele bardziej zadbana i miała większe piersi. Wpatrywała się jednak w Kayę jak w obrazek.
Mruczały coś pomiędzy sobą, stykając się dłońmi, jakby czerpały z siebie energię. Styles uśmiechnął się groźnie czując smak ust tej nowej postaci, która wparowała do jego życia z lekkim przytupem. Wiedział już jak wyciągnie z Kai emocje.



sobota, 19 lipca 2014

ROZDZIAŁ VII

Tak.
Wróciłam.
Już nikt nie zagląda, ja sama przestałam istnieć w sieci, ale... nie mogę się powstrzymać. Muszę to dokończyć, bo inaczej nie ruszę.
Multum miłości dla Tofi - kochana ja cały czas zaglądam. Powinnam pisać, nie pisałam, ale wiedz.
Pokłony dla Akai Sora, która jak zwykle leczy mnie Breaking The Silence, jednocześnie powodując,że jestem chora.

Pyk!

Witajcie z powrotem.

***

soundtrack

2 lata później

Słońce już dawno skryło się gdzieś pomiędzy wysokimi wieżowcami miasta, a chłód powoli stawał się dokuczliwy. Dreszcz, który przebiegł po jej ramionach nie miał jednak nic wspólnego z temperaturą. Klasyka. Przecież wiedziała, że to tylko wspomnienia atakujące jej umysł. 
Wsiadła do samochodu pijana, nadal w tym cudownym, rozleniwionym stanie ,który chodził za nią od rana i polepszał się wraz z kolejnym wypitym drinkiem. Za kierownicą siedział młody taksówkarz. Pewnie trzydziestoletni gracz, który większość swojego życia spędzał w ukochanej furze pieszcząc swoją playlistę. 
- Północny. - wymruczała ignorując spojrzenia, które rzucał jej w lusterku.
Zamroczona alkoholem, czuła gorzki smak ust kierowcy, pomimo faktu, że nawet nie zdążył ich otworzyć.
- Długa noc? - zapytał w końcu standardowo, nie odrywając wzroku od drogi.
- Aż tak źle wyglądam? - Riposta przyszła samoistnie. Utkwiła kocie spojrzenie w przednim lusterku.
Mężczyzna zaśmiał się, kręcąc, jakby z niedowierzaniem, głową. 
- Nie... ale zdecydowanie wyglądasz na zmęczoną.
- Jeśli tak się to teraz nazywa to muszę wyznać, że jestem wręcz skonana. - ostatnie słowo prawie wycedziła przez ściśnięte niezrozumiałym strachem zęby. Dziwne przeświadczenie, że zaraz zobaczy coś czego obiecała sobie nie oglądać nigdy więcej. Samochód właśnie stanął na światłach i już nie mogła tego cofnąć.
Rude, rozwiane włosy dziewczyny, raz po raz muskały jej lekko zaczerwienioną z emocji twarz. Nie mogła mieć więcej niż siedemnaście lat. Stała na przejściu, chwiejąc się lekko na obcasach i wijąc się przed chłopcem o niemożliwie zielonych oczach. Joined patrzyła na niego badawczo, prawie dusząc się od powstrzymywanego oddechu, jakby bała się, że ją usłyszy. Twarz miał ściągniętą w grymasie, imitacji uśmiechu, którego nigdy z uśmiechem nie myliła. Oczy miał zgaszone, chociaż pewnie właśnie mruczał dziewczynie co z nią zrobi jak tylko przekroczą próg jej domu. I wtedy spojrzał na Kayę. Zamarł, w pierwszej chwili nawet nie drgnął, potem puścił dziewczynę i zrobił kilka szybkich kroków w stronę samochodu. 
Światło zmieniło się na zielone. Ruszyli.
- Chyba znajomy, prawda? Prawie wbiegł mi pod koła.
- Nie zwróciłam uwagi... Może niedoszły samobójca. - zrobiło się jej niedobrze. - Czy moglibyśmy zatrzymać się za rogiem? Potrzebuję świeżego powietrza.

***
soundtrack

- Podchody? Chcę się tylko upewnić. Poważnie rozważamy nocne biegi po lesie? - Liam wytrzeszczył oczy z niedowierzaniem szukając wsparcia w oczach brata Joined. - Serio?
- Serio, serio. - Micky grzebał w torbie w poszukiwaniu ostatniego worka z białym kryształem całkowicie ignorując fochy przyjaciela.
- Rozumiem, że robimy to z własnej, nieprzymuszonej woli?
Entuzjazm opanował prawie wszystkich na myśl o nocnych zabawach, pomysł niósł przecież za sobą zapach dzieciństwa i skoków adrenaliny. Tylko Payne nie mógł zrozumieć uśmiechów na twarzach kompanów i od pół godziny próbował wybić im tę pseudo niewinną ideę z głowy. Nikt nie wdawał się z nim w dyskusję licząc na to, że prędzej czy później dojrzeje do wizji turlania się w liściach.
Niall szybko przejął rolę organizatora i równie szybko ją porzucił dla słodyczy leżących obok ogniska, które powoli dogasało.
Kaya, sucha i opatulona sporą warstwą odzieży wierzchniej rodzaju wszelkiego wpatrywała się w drużynę z czułym uśmiechem. Było jej dobrze, niepokój znikł pozostawiając za sobą tylko euforyczne działanie narkotyku.

***

Ciemność pomagała w zabiciu dyskomfortu przebywania w dwójkę.
Milczeli. Jak zwykle, jakby brali rozbieg przed skokiem w dal, błądzili po swoich myślach. Nie było w tym niezręczności. Była to klasyczna niewygoda. Najzwyklejsza potrzeba wyjaśnienia niedopowiedzeń, które jednak nie przechodziły im przez usta. W końcu Harry zaryzykował temat, który męczył go od dłuższego czasu. Wziął głęboki wdech.
- Jeżdżąc z wami, słuchając muzyki, żyjąc w ten anormalny sposób...zastanawiam się dlaczego kiedykolwiek mi zależało? Przecież tobie nie zależy. - rzucił, natychmiastowo czując się jak idiota. Powstrzymał chęć uderzenia się mocno w twarz, dla otrzeźwienia umysłu. Kaya jednak, najwyraźniej przyzwyczajona do szyfrowanych wypowiedzi szybko zaczęła rozgrzebywać jego słowa.
- Mi nie zależy... - wymruczała pod nosem rzucając w jego stronę przeciągłe spojrzenie, od którego zaczęło mu się robić duszno. Taksujące, badawcze oczy jeszcze bardziej wprowadzały go w stan totalnej hibernacji i oszołomienia. - Na czym to mi nie zależy, Gwiazdorze, wytłumacz się.
- Masz gdzieś co inni pomyślą. Pomimo, że... kurwa, przysięgam ci Kaya, jesteś najdziwniejszym człowiekiem jakiego poznałem, to to naprawdę jesteś ty.
- Cokolwiek to znaczy. - znów spojrzała na niego ukosem, jakby badała czy Styles nie kpi.
- To dobre. Jestem pewny, że to dobre. - takiego głosu chyba jeszcze nigdy nie użył wobec niej.
Wbrew temu jak go nazwała, Harry był teraz zwykłym chłopcem, odkrywającym przed samym sobą tajniki szczęśliwego życia. A to wszystko dzięki niej? Dzięki chudemu, dziwnie niewymiarowemu stworzeniu o za dużych oczach?
Zapadła chwila ciszy, pierwszy raz chyba jednak lekko niezręcznej. Jakby jedyne co mogło się teraz wydarzyć to ich ciała przylegające do siebie, w gąszczu lasów. Obydwoje to widzieli. Jego dłoń musnęła jej, dokładnie w ten sam sposób w jaki zetknęli się ze sobą na podłodze studia tego pierwszego dnia. Obydwoje czuli strach, ten dziwny rodzaj niepokoju, który uświadamiał im, że czas ucieka przez palce, pewnie niedużo go jeszcze pozostało.
Nagle Harry poderwał głowę do góry, nasłuchując. Kaya korzystając z jego całkowitego skupienia na dźwiękach pozwoliła sobie na pełne czułości spojrzenie. Nie była w stanie myśleć o tym czy ktoś rzeczywiście trafił na ich ślady w leśnej pogodni. Jedno przepełniało ją w całości. Euforia, którą odczuwała teraz, będąc z nim, słysząc jego słowa, mówiące, że on docenia dokładnie to na co tak długo i wytrwale pracowała kiedy inni siedzieli w zeszytach, szkolnych podręcznikach. Nie pozwoliła sobie jednak iść dalej z tą myślą. Wiedziała, że właśnie ucieka od uświadomienia sobie jak ważną postacią zaczynał być w jej historii. W końcu złapał jej wzrok, czujny, nieświadomy walki jaką właśnie toczyła z samą sobą.
- Co jest? - spytała szeptem próbując zmyć z twarzy coś co sama nazywała "cielęcym zachwytem".
- Biegnij! - Złapał ją za rękę i oboje potykając się o gałęzie i próbując nie upaść puścili się sprintem pomiędzy drzewami. Jego dłoń paliła, a nienazwane uczucie powoli zaciskało się w jej brzuchu. Skupiła się na tym, więc nie zauważyła nawet chwili upadku. Noga Harry'ego zahaczyła o wystający korzeń, a chłopak poleciał w dół. Ciągnąc za sobą niczego nieświadomą Joined. Jęknął głośno.
 - Przepraszam... - wymruczał głosem z granicy rozbawienia i skruchy nie puszczając jej dłoni.
Nie mogła się skupić nawet na udawaniu złej.
Chyba nigdy nie była w takim stanie, tego rodzaju zrozumienie osiągała z Chłopcami, ale nigdy nie było tak silne. Poczuła silną potrzebę zapalenia papierosa. I ucieczki.

***

Niall i Liam pokłócili się w dziesięć minut po wejściu w las. Blondynek błąkał się pomiędzy drzewami w poszukiwaniu kogokolwiek kogo mógłby zdemaskować i mieć w końcu do kogo otworzyć usta. Mamrocząc do samego siebie i potykając się o własne nogi wędrował pomiędzy wysokimi pniami dębów przeklinając dzień, w którym poznał "Zajebanego Jaśnie Pana Payne'a". Nagle usłyszał czyjś stłumiony jęk, potem śmiech i głośne, zsynchronizowane oddechy. Skradając się po ciemku wyciągnął z kieszeni latarkę.
Światło padło na stojące przy drzewie postaci.
- Ha! - triumfalny okrzyk uwiązł mu w gardle na widok rozpiętych spodni Louis'ego.
Chłopcy nie wyglądali na zmieszanych, Jace dostał jedynie ataku histerycznego śmiechu. Oparł się o drzewo, i trzymając swoją podartą koszulkę w ręku, wydał z siebie serię niepokojących dźwięków.
Niall spojrzał na Louis'ego z wyrzutem. - Zdrajca! - wysyczał. Brunet oblizał wargi i pochylił głowę z udawaną skruchą. Głównie po to chyba żeby ukryć błądzący po ustach uśmiech.
I właśnie wtedy kiedy miało w końcu dojść do konfrontacji pewnych faktów usłyszeli przeciągły wyk.
- Co za idioci. - wymruczał Louis cały czas próbując powstrzymać śmiech.
- Są niedaleko. - Jace ruszył z miejsca jednocześnie próbując wdziać rozerwany w pół t-shirt.

***

W końcu mrok całkowicie zasłonił ich twarze. Dopiero wtedy Harry'emu przypomniało się, że na dnie plecaka leżą dwie, puchate maski. Obie miały szpiczaste uszy, jakieś kotopodobne kształty, ale Joined bez wahania sięgnęła po tę, którą trzymał w lewej dłoni.
- Jestem lisem... - wychrypiała patrząc na niego wielkimi mokrymi oczami.
To rzeczywiście była maska lisa. W świetle błyszczałaby rudą mordką, ale ona nie mogła tego widzieć. Tak miało być.
Założył maskę po czym zawył do księżyca jak na wilka przystało. Po czym uświadomił sobie jak bardzo ściągnął na nich uwagę rozbieganych po lesie przyjaciół.
Spojrzeli sobie w oczy. On pełen przerażenia, ona pełna teatralnej pogardy dla jego zachowania.
- Kładziemy się w ściółkę i bez ruchu. Nie znajdą nas. - wyszeptała rozkazującym tonem.






środa, 12 marca 2014

And... That will be it.

Raczej skończyłam.
Jestem mega tchórzem, a to moje pierwsze twory opublikowane w necie. Najwyraźniej nie jestem mistrzem pióra, albo może nie ten grunt.
Cóż mogę powiedzieć. Dziękuję tym kilku osobom, które skomentowały, dziękuję Tofi, bo zawsze mogłam liczyć, że gdzieś tu zobaczę jej komentarz podnoszący na duchu. Może innym razem. See you, guys.

czwartek, 6 marca 2014

VI ROZDZIAŁ

Cześć Koty!
Dopadł mnie kompletny brak weny, a bez niej nawet zredagować rozdziału nie mogę. Szkoda, że oprócz ukochanej Tofi, nikt nie skomentował, bo trochę mam wrażenie jakbym pisała do siebie. Nawet jeśli Wam się nie podoba, a widzę, że ktoś czasem czyta to napiszcie mi o tym. Jestem po prostu ciekawa Waszego zdania - jakiekolwiek by nie było.
Praca mnie pochłania całkowicie, więc coraz mniej czasu na pisanie. 
Całuję i...
Pyk!

***
Soundtrack


Te chemiczne momenty znikały po chwili, pozornie nie zostawiając po sobie ani śladu, jakby nigdy się nie wydarzyły. Nie wiedziała czemu tak się dzieje, ale nie miała o to pretensji, wręcz przeciwnie czuła niezrozumiałą wdzięczność. Wcale nie chciała mieć go blisko. Wywoływał w niej niepokój, w jej głowie chaos, a na samą myśl o nim przechodził ją dziwny odruch uciekiniera.
Wypłynęła na powierzchnię, czując, że tę ucieczkę przypłaci hipotermią i lodowatymi spojrzeniami Styles'a. Na brzegu stał Micky z wielkim kocem, którym opatulił ją mocno. Ostatnimi czasy, prawie ze sobą nie rozmawiali pochłonięci nowymi przeżyciami, każdy swoją głową. Ale zaletą posiadania rodziny jest nierozerwalna więź, której nie zniszczy przecież kilka dni ciszy. Stęskniony trzymał ją w ramionach, a ona nasłuchując jego serca taka krucha i malutka wywoływała w nim dziwne wzruszenie. Jego żołądek ścisnął nieznośny ból. Pocałował ją we włosy i wymruczał cicho, że kocha ją najbardziej na świecie. Usłyszał jak bierze haust powietrza. Stali potem bez ruchu i dopiero po dziesięciu minutach Kaya westchnęła ciężko.
- Chyba się go boję... - wyszeptała podnosząc przerażony wzrok na brata.

***

Pomysł na spacer dookoła jeziora padł z ust Liam'a o dwunastej w południe, po nocy pełnej alkoholu, więc nie wszyscy byli do niego nastawieni entuzjastycznie.  Wszyscy jednak po krótszych lub dłuższych namowach ruszyli w końcu w miarę równym tempem. Promienie słońca odbijające się od spokojnej tafli wody raziły w oczy, ale Payne i tak nie mógł oderwać od nich wzroku zahipnotyzowany magią otaczającego ich świata. Jasne, był spalony, był lekko pijany, ale był też pewien, że to co właśnie oglądał doceniłby i ślepy.
Deszcz złapał ich w połowie drogi do busa. Wpadli do niego mokrzy i zmarznięci raz po raz prychając na siebie aby znaleźć sobie miejsce. Rzucili się do kocy, swetrów i wszelkiego suchego odzienia, które znajdowało się na tylnich kanapach samochodu. Niall'a i Liam'a zainteresowały ostatki jedzenia, Kaya i Harry zgodnie sięgnęli po ostatnie dwa kartony wina. Micky skręcał jointy, a Jace siedział zamyślony za kierownicą. Zayn i Louis jeszcze nie wrócili, wlokli się przecież z tyłu pochodu, przeprowadzając jedną z tych długich ideologicznych rozmów pełnych podniosłego tonu i pięknych słów. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że to ich wina, że przyszła burza. 
W końcu James poleciał z głośników, syk odpalonego jointa zbił ich w jedną ciasną grupę. Micky popalił chwilę i podał go dalej, po czym schował się w głowie.
To co było dla niego największą siłą Kai była jej niepohamowana odwaga. Jasne. Często się bała, był przecież tego świadkiem, ale zawsze pomimo tego strachu ruszała do przodu z zadartą głową i pewnym swego spojrzeniem. W tej chwili nad jeziorem... Widział ją prawdziwie przestraszoną, gotową w każdym momencie wziąć nogi za pas i uciec lub schować się tak żeby nikt jej nie znalazł. Z zamyślenia wyrwał go głos siostry, która zawtórowała Blake'owi. Była dziś w dobrej formie, głos miała czysty, ale lekko ściśnięty strachem. Ten strach drażnił go, jak strup, którego nie można podrapać.
W końcu Harry złapał za mikrofon, podłączył go do nagrywarki i wyskoczył na deszcz. Zaraz za nim ruszyli Niall i Liam, i w trzech rzucili brunetce znaczące spojrzenie moknąc w zawrotnym tempie. Ale Kaya patrzyła tylko w jedną parę oczu, na które z długich włosów spływały krople deszczu.
Przez cały dzień starał się jej unikać, szczerze zawstydzony sytuacją z pomostu. Miał wrażenie, że Joined gra w jakąś pokręconą grę, która ma na celu zrównanie jego zdrowia psychicznego z błotem i nie zamierzał jej na to pozwolić - mruczał to nawet pod nosem błądząc błędnym, pełnym szaleństwa wzrokiem po okolicy i kołysząc się to w przód to w tył.*
Tym razem jej oczy mówiły jednak same za siebie. Mogła grać, kombinować, ale on i tak widział, że nic sobie nie wymyślił, że ona tkwi w tym stanie razem z nim, że jest po prostu straszliwie tym przerażona. Nie myślał nawet, że go oszukuje co było nowością w tym umyśle paranoika.
Wziął oddech żeby ją jakoś zachęcić, ale ona już stała na przeciwko. Ruszyli w las bez słów. Raz po raz słychać było tylko jak ktoś się potyka, jak pod czyimiś stopami łamie się gałąź lub głośny oddech zmęczenia.
W końcu, tak jakby ktoś ich prowadził wyszli na polanę. Deszcz zelżał, ale nadal było szaro, a nad ziemią unosiła się mgła. Kaya odwróciła się w ich stronę z uśmiechem zachwytu po czym włożyła dłonie do kieszeni. Po chwili wyciągnęła z nich woreczek, kartę, ruski banknot i telefon. Rzuciła im pytające spojrzenie. Harry stanął nad nią tak, aby nie padało jej na proszek, a ona usiadła na ziemi i na aparacie uformowała równe kreski. 
Chwilę później wszyscy biegali już po polanie z euforycznymi uśmiechami na ustach, nagrywając co raz dziwniejsze dźwięki, próbując tworzyć harmonie. Niall robił krzywe gwiazdy na wilgotnej trawie.
Harry poczuł nagle zimne dłonie na swoich oczach. Potem owionął go zapach. Nie potrafił go określić, pewien był jednak tego, jak bardzo go oszołomił. Zakręciło mu się w głowie, szumiało mu w uszach, a gdy przestała go dotykach odwrócił się i spojrzał jej w oczy jakby przerażony. "Co jest? Co się dzieje?" Głowa robiła mu psikusy, czuł chaos, który najwyraźniej na stałe zagościł w jego umyśle. Chciał Kai. Chciał jej bardzo, ale wiedział, że to co jest między nimi, całkowite niedopowiedzenie, to ich najlepszy czas. Ta chemia zwiastowała wybuch i był tego świadomy. Zaczynał też powoli widzieć jak ten wybuch będzie wyglądać i nie chciał być jego prowodyrem. Ten cały brud wybuchnie mu w twarz. Karma to przecież okrutna suka. Opanował się w końcu, odwrócił wzrok. Zrzucił te myśli na stan i ignorując ciężki oddech ruszył w stronę Liama, który siedząc po turecku na mokrej trawie zaśmiewał się do łez z małego performance'u, który robił przed nim Niall.


niedziela, 23 lutego 2014

V ROZDZIAŁ

Ta dam!
Zaczynam dodawać rozdziały częściej, co na sto procent odbije się na ich jakości. Ostrzegam żeby potem nie było, że... nie ostrzegałam. 
Dziękuję Wam za motywację i inspiracje.

Pyk!

***

Soundtrack

Dochodziła szósta, a słońce powoli zaczynało wychylać się zza horyzontu. W studiu leżało kilka nieprzytomnych ciał, a instrumental, który stworzyli do wspólnego kawałka leciał zapętlony.
Zayn i Kaya siedzieli po turecku przy sprzęcie kłócąc się zawzięcie acz cicho o basy. Brunetka praktycznie cały ciężar ciała oparła o Malika, raz po raz rzucając mu oburzone spojrzenia. Zamilkli na chwilę, rudy kot wskoczył na stół i łasił się do niego. Nagle Kaya zerwała się, skoczyła na równe nogi i spojrzała podniecona na swojego kompana.
- No? No mów! - ponaglił ją.
- Pakujemy furę, jedziemy nad jezioro i robimy nagrywkę w plenerze. Zobaczysz jak niesamowicie to zabrzmi pomiędzy drzewami. Naturalna akustyka.
- Zajebisty pomysł! Nie tego się spodziewałem...
- A myślisz, że czemu mieszkamy na wsi? Bo można wyjść na pole i pograć na gitarze.
Zayn spojrzał na nią zafascynowany. Wydawało mu się, że poza studiem nie widział jej śpiewającej na żywo. A on, wydawało mu się, że jako jedyny z zespołu, naprawdę chciał coś tu nagrać i widział w niej... potencjał. Przynajmniej tak Malik nazywał ludzi, którzy gdyby mniej ćpali i melanżowali, a więcej pracowali byliby wielcy. 
Kaya jakby czytała w jego myślach. Usiadła nagle po turecku tuż obok niego i rzucając mu ukradkowe spojrzenia, aby odgadnąć jego reakcję zaczęła mówić melodyjnym lekko ochrypłym głosem.
- Spójrz jak to wygląda z boku. Nie mam legalnej pracy, chodzę na melanże, czasem gdzieś zaśpiewam, piszę. Ale nikt tego nie widzi. Ludzie widzą dziewczynkę, która bardzo nie chce dorosnąć, która przegina z narkotykami i alkoholem. A ja nie czuję obowiązku żeby wyprowadzać ich z błędu. I nawet jeśli mam umrzeć zapomniana, niedoceniona... Dla mnie to wszystko co mam, wiesz? - spojrzała na niego pełnym nadziei wzrokiem. -  Muzyka i słowa. Nic więcej się dla mnie nie liczy. - zamyśliła się jakby nie była pewna czy chce mu wyjawić tajemnicę. - I miłość. Śmiej się jeśli chcesz, ale ja naprawdę w to wierzę. Wierzę, że przyjdzie w końcu ktoś kto to wszystko zmieni. Kto powie mi, że to jak śpiewam łamie mu serce, a to co piszę jest tym kim jest. - zamilkła, a on, cały czas ze wstrzymanym oddechem patrzył na nią kompletnie zahipnotyzowany.
- I wydaje mi się też, że gdybym coś zmieniła, to to by już tak nie brzmiało. 
Zastanawiał się co jej na to odpowiedzieć, pełen sprzecznych ze sobą zdań. 
Nagle tak wiele stało się dla niego jasne. Czyli była po prostu artystką na etapie, w którym brak spełnienia oddziałowywał na wenę. 
Ale ona już nie czekała na jego odpowiedź, podeszła do komputera, włączyła muzykę i zgłośniła ją do maksimum.
Śpiewając głośno, złapała Zayn'a z rękę i pociągnęła w stronę swojego pokoju.
Tam wyciągnęła dużą torbę i zaczęła wrzucać do niej dziwne, jakby przypadkowe przedmioty cały czas tańcząc pełna euforycznej energii. Zayn patrzył na nią jak na pewnego rodzaju zjawisko. Miała specyficzny sposób nastrajania się do twórczości. Może przez to, że sama pisała sobie teksty, a może dlatego, że była po prostu dziwakiem. 
Położył się wygodnie na jej łóżku i raz na jakiś czas podpowiadając jej co naprawdę mogłaby spakować, słuchał muzyki i rozmyślał.
Kaya miała niesamowity dar wciągania w swój świat. Nie ukrywała swojej odmienności, a przez to nie mógł jej zignorować. Zaczynał co raz bardziej przekonywać się do tej dziewczyny i jej dziwnego sposobu myślenia.
Powoli dom zaczął się budzić, słychać było jak na dole rozlegają się głosy i dźwięk odpalonego ekspresu.
Joined podeszła do półki i wyciągnęła z niej whisky.
- Ale nie my musimy prowadzić. - powiedziała przekornie doprowadzając go do śmiechu.
- My nawet nie powinniśmy tu być.*  - powiedział Zayn z kpiącym uśmieszkiem.
- Nie wierzę, że właśnie teraz mi to przypomniałeś! 
W salonie siedziała reszta One Direction z braćmi Joined i głośno dyskutowali na temat nowego kawałka na nowy dzień. Zayn wszedł pierwszy i oświadczył wszem i wobec, że wyjeżdżają, co przyprawiło wszystkich o dreszcz niepokoju. Po pierwsze przez te kilka dni żyło im się zajebiście razem, Jace i Louis spojrzeli na siebie jakby wizja rozstania łamała im serca. Dopiero po chwili Malik uspokoił ich wieścią, że wymyślili z Kayą pomysł na wypadu w plener.
Wpakowali wszystkie rzeczy i sprzęt do starego busa Micky'ego i ruszyli w trasę. Joined zamierzali pokazać chłopakom ich ukochane jezioro niedaleko Bristolu, a znaczyło to, że mają do przejechania trochę kilometrów i sporo poszukiwań. 

***

Soundtrack

Płomień przywoływał skrajne wspomnienia. Od tych traumatycznych, po te piękne, pełne ciepła i czułości. Pili tanie wino z kartonu, raz na jakiś czas ktoś podrzucał drewno do ogniska. Zapatrzeni, pełni wyciszenia i prawie mistycznego poczucia wspólnoty. To właśnie takie chwile powodowały, że ludzie zostają przyjaciółmi. Byli tu przecież wszyscy razem, dotarli, pomimo wszystkich przeciwności i pomylonych dróg. Niall złapał w końcu za gitarę i usiadł obok Kai patrząc na nią z wyczekiwaniem. Wyszeptała mu do ucha to co chodziło jej po głowie i przymknęła oczy wraz z pierwszym akordem.
To była inna Kaya. Takiej chyba oprócz Joinedów nikt nie znał. Poważna, pełna spokoju i jakiegoś niezrozumiałego magnetyzmu. Dźwięki same płynęły z jej ust, naturalnie, jakby właśnie w ten sposób komunikowała się z ludźmi.
- Magiczna, prawda? - usłyszał cichy szept przy swoim uchu Harry. Wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany, czując każdym milimetrem ciała jak i go wszystko bolało, jakby czuł dokładnie to samo co ona. Pokiwał tylko głową w odpowiedzi na stwierdzenie Zayn'a. - Szkoda... - wymruczał jeszcze Malik, ale nie wytłumaczył z jakiego powodu jest mu przykro.
Liam zaczął śpiewać z nią, kiwając lekko głową, z uśmiechem pełnym goryczy błądzącym po ustach. Chyba i on miał jakieś wspomnienia z tym utworem. Złamane nadzieje, złamane serca, chwile pełne niewysłowionego bólu.
Kiedy skończyli Harry wstał i ruszył bez słowa w stronę jeziora. Louis już wstawał żeby za nim podążyć, ale Jace zatrzymał kładąc dłoń na ramieniu, po czym zaproponował wyciągnięcie jedzenia z samochodu. Nastało wielkie poruszenie, bo zakupy robił Niall i teraz zamierzał bawić się w Świętego Mikołaja i zaprezentować wszystkie "frykasy".
I wtedy i Kaya wstała i wolnym krokiem, jakby cały czas w zamyśleniu skierowała się w stronę Harry'ego.

***

Pływał w lodowatej wiosennej wodzie, która mroziła krew w żyłach, ale zdawał się tego nie zauważać. Dopiero kiedy spostrzegł brunetkę na pomoście zbliżył się i oparł dłonie o drewniane deski. Podniósł wzrok. Była taka... Nie potrafił znaleźć słowa, które opisywałoby to jak ją widział. Oblizała wargi, ale nie w ten sensualny sposób w jaki z reguły to robiła. Była pełna determinacji i skupienia.
- Po prostu... Żyjesz w bajce. Zanim zdążyłeś dostać po tyłku, zanim dowiedziałeś się prawdy o świecie. Nie wydaje ci się to wszystko... sztuczne? No wiesz, nieprawdziwe?
Zamyślił się raz podpływając raz odpływając od niej, patrzył jej prosto w oczy. W jasne, duże i okrągłe oczy kota, obramowane wachlarzem ciemnych rzęs. Kusiły, podobnie jak pełne wargi. Ale ona wyraźnie czekała, a on zamierzał dać jej jeszcze czekać. 
Położył się na plecach i i spojrzał w niebo. Miliony scen, tysiące twarzy, bilion dźwięków, setki stanów. Odetchnął głęboko. "Witaj w moim świecie". Wyszedł z wody i nie krępując się jej obecnością ściągnął z siebie mokre bokserki. W końcu otulony ręcznikiem, nadal niepoprawnie nagi zasiadł obok niej, mocząc nogi w jeziorze.
- Z całego serca staramy się żeby właśnie tak nie było. Pomyśl... Postaw się na moim miejscu. Jeden Twój podpis i to wszystko o czym marzyszw swoim małym, dziecięcym pokoju na wsi dzieje się w zawrotnym tempie. Fanki, pokazujące ci piersi finki, alkohol leje się strumieniami, koks leży na wyciągnięcie ręki, śpiewasz, ludzie to czują, kurwa Kaya...
Wpatrywali się w tafle wody, w której odbijały się refleksy świateł i milczeli przez chwilę. Każde ze swoich powodów. On wspominając te wszystkie niesamowite momenty, które przeżył przez lata, ona zastanawiając się czy coś straciła.
- Nie mówię, że droga, którą wybrałeś jest zła. Jak mogłabym tak mówić, jeśli siedzimy tu w dwójkę i tylko jedno odniosło sukces. Ale... 
- Ale co? Wydaje ci się, że wygrywając życie, właściwie przegrałem?
Spojrzała mu w oczy zaskoczona tak trafną analizą.
- Tak. Gdzie złamane serca? Odrzucone projekty? Te które pieściłeś w swoim domu, te dzięki któym wyzdrowiałeś, albo które sprawiły, że stałeś się chory. Gdzie te momenty głodu i nieszczęścia? Ile miałeś lat kiedy to się zaczęło? Szesnaście?
Przypomniała mu się ona, siedząca na werandzie z butelką i tym nieobecnym wyrazem twarzy i automatycznie wyczuł, że to co przeżyła w tym wieku nie równa się jego przeżyciom, ale... Właśnie. Ale? Czy jej wspomnienia były pełniejsze? Piękniejsze? Nie, były pewnie przerażające, pełne zła i głodu.
Czemu więc czuł jakby były właściwe?
Spojrzeli sobie w oczy, pełni jakiegoś dziwnego wyczekiwania i ekscytacji. Nigdy nie czuł takiego porozumienia, takiego zrozumienia myśli.
Pochyliła się w jego stronę i jej wargi musnęły odsłonięty obojczyk.
- Jakbyś we mnie czytała. To niesamowite uczucie zrozumienia, wiesz o czym mówię, prawda? - Usłyszał jej ciche, mrukliwe potwierdzenie. Złamała go tym. Niby nic, zwykła odpowiedź, ale było w niej coś więcej. Dla niej to było oczywiste, że tak jest, że mieli tu siedzieć, przeprowadzać właśnie tą rozmowę. Położył głowę na jej ramieniu, wtulił nos w jej rozgrzaną, pachnącą tak intensywnie szyję. Westchnął ciężko. Siedzieli tak chwilę, ona cierpliwie czekając, on napawający się jej bliskością. Odsunął się i spojrzał jej w oczy. Nie musiał nic mówić. A jednak czuł niemożliwą potrzebę powiedzena jej czegokolwiek.
 - Nie uciekaj. - wymruczał cicho, z niemą prośbą w oczach. - Już nie będę... - był jak małe, skarcone dziecko. Było mu gorąco. Przygryzł wargę. Uderzył otwartą dłonią w drewno pomostu, tuż obok niej. -Przepraszam, nie chcę mi się nawet tłumaczyć, o co... - Poczuł jej ciepłe wargi na swoich, potem poczuł wilgotny język wspinający się do jego ust. Prowokowała go, cały czas trzymając się na dystans, więc złapał ją mocno z kark i przysunął bliżej, pogłębiając pocałunek.
- Więc fuck me... - wymruczał kuszącym tonem.
Powietrze gęstniało. Kaya była w letniej sukience, chociaż dopiero budziła się wiosna, a on powoli tracił możliwość tworzenia. Zrzucał to na brak prywatności, na to, że była jedyną kobietą w domu pełnym facetów, ale prawda była taka, że boleśnie jej pragnął. Była świeża, podniecająca i miękka. Gdyby siedziała tu jakakolwiek inna dziewczyna już dawno rżnąłby ją na tym pomoście, rozdając klapsy i pokazując kto tu kogo zje, ale czuł, że z nią się tak nie uda. Była jak kot - zawsze gotowa do ucieczki, lub ataku gdyby zaszła taka potrzeba. Bał się do niej zbliżyć, a jednak kiedy poprzedniej nocy masturbował się próbując zasnąć to właśnie ją widział oczami wyobraźni.
- Przybliż się. - wymruczał taksując ją wzrokiem. Odwróciła się, włosy spadły jej na twarz. Na ustach widniał kpiarski, groźny uśmieszek. Wiedziała co się dzieje. Usiadła na jego kolanach i objęła go nogami. Lekki materiał sukienki odsłonił jej uda. Nie miała na sobie majtek. Pochyliła się, ich usta dzieliły już milimetry. Dłoń wplotła w jego włosy i zacisnęła ją lekko. Czuła jego ciepły oddech, jego blask w oczach kiedy leniwie pocałowała go w szyję. Najpierw z jego skórą zmierzyły się jej wargi, potem język. Ugryzła go lekko, potem chuchnęła w miejsce całusa. Zamruczał cicho, położył dłonie na jej pośladkach i przysunął bliżej, a potem odszukał jej wargi. I kiedy już mieli się ze sobą zderzyć, szarpnęła lekko jego włosami tak że odchylił się lekko do tyłu. 
- Możesz pomarzyć. - parsknęła, zgrabnie zeskoczyła z jego nóg i wskoczyła do wody. W głowie dudnił mu jej cichy śmiech.
***
* - we ain't even s'posed to be here - tekst z Niggas in Paris

piątek, 21 lutego 2014

IV RODZIAŁ

High!
Nie chciałam już dłużej czekać, więc dodaję. Strach mnie zjada, bo zaczyna się robić osobiście, ale co poradzę skoro inaczej pisać nie umiem. Polecam przesłuchanie kawałka, który jest hymnem tego opowiadania, a którego wersji instrumentalnej użyłam w tym rozdziale: Pezet - Niedopowiedzenia.
Dziękuję. Wiedzcie, że każde słowo, które od Was czytam jest jak wielki kopniak w tyłek, a mi motywacji brakuje notorycznie. 

Pyk!

***

Soundtrack

Samochód ruszył spod domu, może trochę za szybko, ale zaskakująco płynnie. Dym zaczął wypełniać przestrzeń między nimi, a przednie światła rzucały żółtą smugę na drogę biegnącą przez las. Muzyka otulała ciszę, ulica była pusta, a Harry rozpędzał się niepokojąco.
Joint smażył się w jego ustach, gdzieś tam w kącikach czaił się ten uśmiech zadowolonego kota. Obserwując go spod na wpół przymkniętych powiek zastanawiała się kiedy zacznie mruczeć. Nie zastanawiała się już co tutaj robi, ani czy to dobre. Muzyka płynęła, dużo było ciszy pomiędzy nimi. Tej ciszy, która zapada kiedy dwóch konspiratorów patrzy sobie porozumiewawczo w oczy. Kiedy dzielisz z kimś sekret. Minęli już sklep, ale on chyba nie był celem. Była prawie pewna, że nie o cel tu chodziło. 
- Dla mnie ten kawałek to jak 4 minuty wakacji. Wszystko wraca, kiedy go słyszę. Ciepło promyków słońca, jezioro w Bristolu, ten miesiąc, w którym nie potrzebowaliśmy pieniędzy, ani hałasu. Byliśmy w trójkę i tylko to się liczyło. Wszystko było, ale właśnie... Jakby za rogiem. Jakbyśmy nacisnęli pauzę. - wymruczała odwracając się w stronę okna. - Hell is round the corner where I shelter. - zanuciła, a on poczuł jak robi mu się ciepło. Nie odpowiedział wpatrzony zamglonym wzrokiem w asfalt. Nie czuł się trzeźwy, ale godzina go usprawiedliwiała. Milczał odkąd wsiedli do samochodu i był pewien, że miało to jakiś cel. Wiedział, że z reguły musi dawać z siebie sto procent, a teraz czuł, że w końcu zasłużył na odpoczynek. Sam pod nosem nucił Tricky'ego, a kiedy ona zaczęła śpiewać głośniej dołączył do niej. Jechali już z pół godziny, wypalili pół paczki papierosów, a ona zaczynała połowicznie trzeźwieć.
- Wiesz, że musimy wrócić do domu, prawda? - najwyraźniej od wieczoru, w którym odkrył czym się zajmuje bała się przebywać zbyt długo w jego towarzystwie. Nie wiedział, że zaczynała widzieć podobieństwa pomiędzy nimi, które raczej nie wróżyły najlepiej. Nie zdążyła nawet pomyśleć jak mu to wytłumaczyć kiedy samochód gwałtownie zawrócił.
- Chciałem sprawdzić jak daleko zajedziemy zanim padną te słowa. - nie spojrzał na nią chociaż czuł jej wzrok na sobie. Jakaś dziwna, niesmaczna satysfakcja czaiła się w jego głowie.

***

Ekspedient w sklepie był blady, wychudzony, oczy miał podkrążone i wydawało się, że zaraz zejdzie z nudów. Kayę przywitał uśmiechem pełnym ulgi, który szybko zgasł kiedy zaraz za nią wszedł Styles taksując wzrokiem jej tyłek w obcisłych jeansach. Podczas gdy brunet lawirował pomiędzy półkami, raz po raz wznosząc westchnienia pełne zachwytu - głównie przy działach ze słodyczami i alkoholem, Joined podeszła do chłopca za ladą i ze znaczącym uśmiechem przywitała się z nim podając mu rękę. Wprawny obserwator, za jakiego uważał się Sztandarowy Chłopiec One Direction zauważył szybko, że nie był to zwykły uścisk dłoni. Banknot, szybko wylądował w kieszeni spodni, a dziewczyna odwróciła się i ruszyła w jego stronę. Przeszedł go dreszcz, kiedy spojrzała mu w oczy z niewinnym uśmiechem. Nie podobało mu się to za, ale z drugiej strony sam korzystał z usług takich ludzi jak Kaya. Więc czemu tak bardzo go to odrzuciło? Nie odwrócił jednak wzroku, przeciwnie, wysłał jej zniesmaczony grymas, który zastygł jednak na jego ustach, jakby dopiero przypomniał sobie na kogo patrzy. Wyglądała oszałamiająco. Niewymuskanie, niewymuszenie, z lekko potarganymi włosami, z ledwie widocznym makijażem i oczami, które posiadały niewytłumaczalne wręcz iskry. Zawstydziła się najwyraźniej sytuacją z ekspedientem, bo oblizała wargi i podeszła do niego kręcąc kusząco biodrami.
 - Masło czekoladowe? - zapytała najsłodszym głosem na świecie, kładąc dłoń na jego brzuchu, którego mięśnie pod wpływem jej dotyku zadrgały. Pokiwał głową, ale myślami był już przy półce z alkoholem. Zaschło mu w gardle.
 " Whisky i to szybko, zanim ta nienormalna dziewczyna przejmie nade mną kontrolę."
Wyszli ze sklepu bez słowa, a i drogę do domu pokonali w ciszy. Dopiero kiedy przekroczyli próg, Harry jakby zapomniał o całym wydarzeniu, uśmiechnął się promiennie i zawisł na ramieniu Zayn'a. Kaya z kolei, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi usiadła z butelką rumu na werandzie otulona ciepłym kocem

***

Soundtrack

Kaya's POV/ wspomnienia

Dom płonął, a pełen histerycznego triumfu uśmiech zdobił jej twarz. Mlasnęła, oczy miała wytrzeszczone jakby nie docierało do niej to co widziała, jakby szklana ściana stała pomiędzy nią, a jej "dziełem". Ale czuła smród spalenizny, a fala ognia rozprzestrzeniała się w takim tempie, że powoli zaczynała czuć ciepło na twarzy. Czysta wódka, piętnastolatka ze złamanym nosem, papieros ćmiący się w ustach. Zawsze wyglądała na młodszą, ale wtedy wyglądała jak mała dziewczynka. Gdybyś zobaczył to z boku pomyślałbyś, że kręcili tam scenę z horroru klasy G. Jej trans urwał się dopiero kiedy do uszu doszły krzyki sąsiadów. Po chwili rozległ się ryk syren i wtedy uciekła. Z tego domu nie zabrała nic, nawet czystej pary majtek. Kilka płyt w plecaku, z którymi nie mogła się rozstać. Włożyła dłoń do jeansów, wyciągnęła plik banknotów i przeliczyła je szybko. Za mało. Za mało na nocleg, za mało na autobus do Londynu, za mało na jakikolwiek następny ruch. Krążyła po ulicach miasta, aż do jej głowy dotarło co właśnie się wydarzyło. Potknęła się, oparła się o zimny mur, zakrztusiła się próbując złapać oddech. Zwymiotowała. Potem rozkaszlała się, uszła kilka kroków, zwymiotowała znowu. Zakręciło się jej w głowie.
Nie wiem, który to raz katowałam się wspomnieniami i kolejnym drinkiem. Kojarzysz ten moment kiedy wszystko się odwraca, jakbyś żył w odbiciu lustrzanym i nagle przeszedł w rzeczywistość? Jakbyś trafił w końcu z astralnego tunelu w odpowiedni wymiar? To była tamta noc.
Szlajała się po mieście, kompletnie zagubiona. Nie miała nikogo, nie miała dokąd pójść. W końcu zasnęła wyczerpana na ławce, trzymając kurczowo plecak pod głową. Bywało źle, bywało kurewsko boleśnie, ale nigdy nie znalazła się w tym miejscu. Obrazy płonącego domu - tego samego, w którym się wychowywała, uczyła jak kryć, jak walczyć, paliły jej umysł. Obrazy matki, ze wzgardliwym pijackim uśmiechem, ojczyma z obślizgłym spojrzeniem i twardą ręką. Ten kutas lubił na ostro. Tak straciła ostatnich przyjaciół - tych, którzy zostali pomimo jej chorych zagrywek. Im wstydziła się pokazać, a żaden makijaż nie przykrywał tych siniaków.
Tylko z takim startem masz dwie drogi. Pierwszą jest akceptacja: zjedzony przez strach i bezradność poddajesz się, pozwalasz rzucać sobą po ścianach. Myślisz: "pewnie zasłużyłem", albo "nie mam siły się stąd wyrwać". Istnieje też ta druga - ta, która przyniesie ci satysfakcję z każdego kroku. Ta droga pojawia się dopiero kiedy dojdziesz do kilku wniosków i zbudujesz w sobie siłę, ale wtedy wszystko przyjdzie łatwiej. Myśli tej drogi? "Ja to ja", "nikt nie będzie okazywał mi braku szacunku, nawet jeśli wydaje mu się, że ma do tego prawo." 
Dla niej nie było wyboru. Wychowana przez kolegów z podwórka nie zastanawiała się, którą drogą, tylko kiedy wcielić w życie tę drugą. Jej brat wyprowadził się kiedy miała trzynaście lat, obiecując, że wróci w jej osiemnaste urodziny. Obiecał i zniknął, a ona nie mogła już czekać. Były noce kiedy płakała w myślach, błagając go żeby chociaż zadzwonił, te w których życzyła mu śmierci, były też te pełne zrozumienia, bo wiedziała, że gdyby była na jego miejscu zrobiłaby to samo. Wyjechałaby nie odwracając się na nikogo.
Sama zrobiłam to, trzy lata później, w swoim stylu - z ogniem tym metaforycznym i tym dosłownym. To nie było okej, to przez nich nie potrafiłam ufać. Więc nie szukałam Micky'ego, wycięłam go z pamięci, wpychając w nasze wspomnienia całą złość i nienawiść. 
Przez pół roku szwendała się, dealowała, śpiewała na ulicy przez sekundę nawet nie myśląc o samobójstwie. Nic nie było złe, pomimo przerażającego świata. Nic nie mogło być gorsze od zła, które rodziło się w tamtym domu. Znalazła pracę jako kelnerka w szczurzastym barze w dolnym Londynie. 
Pamiętam, że nie zapomniałam o bracie. Czasem któryś z klientów wyglądał jak on, czasem wydawało mi się, że słyszę jego głos przekrzykujący chaos pub'u. A potem nadeszła rocznica pożaru. Pierwsza. Ta, którą spędziłam w areszcie, próbując uciec przed policją po dokonanej transakcji. Po 6 miesiącach w ośrodku naprawczym, który pełen był naprawdę złych ludzi, z naprawdę ciemną przeszłością wiedziałam już jak produkować narkotyki, jak dobrze je sprzedawać, a także jak pozyskać stałych i lojalnych klientów. Po wyjściu z Pięknej Resocjalizacji, z trzema funtami w kieszeni zdecydowałam się znaleźć brata. 
Westchnęła głęboko i zapukała do drzwi. Powstrzymała odruch uciekiniera i wyprostowała się. W drzwiach stał nieznany jej blondyn. Zająknęła się, ale uśmiech na jego twarzy jakimś cudem dodał jej pewności.
- Szukam Mickiego Joined.

***

Soundtrack

- Żadnej? - zapytał Niall następnego dnia ze wzrokiem wbitym z niedowierzaniem w Kayę. Leżał na morskiej kanapie w pozycji Małej Syrenki i próbował wycisnąć z Panny Joined top three piosenek 1D. Louis z Harry'm znikli po śniadaniu, ale reszta "ludzi pracujących" jak nazwał to Zayn, siedziała w studiu próbując dołożyć nową zwrotkę do mozolnie posuwającego się projektu. 
- Ani pół. - odpowiedziała kręcąc głową z wygórowaną pewnością. 
- Nie wierzę ci. Przyznaj się do chociaż jednego naszego kawałka, który naprawdę ci się podobał,a pokażę ci jak się tańczy. - pertraktował Liam, który siedział obok brunetki, pozwalając na to aby jej nogi splotły się z jego w jakiejś niewiarygodnie wygodnej pozycji. Im dłużej przebywał w jej towarzystwie tym bardziej zaczynał ją lubić. Irytująca była nadal, ale traktował ją z przymrużeniem oka, trochę tak jak młodszą siostrę - nieznośną, ale kochaną, która raz na jakiś czas potrzebowała po prostu klapsa w tyłek.  
- Wolałbym żebyś jednak tego nie robił. Chyba wszyscy wiemy jak sobie z tym radzisz. - parsknął Zayn. 
- Best I've ever had
Hips don't lie
You make me wanna... - zaśpiewał Niall rzucając kuszące spojrzenie Liam'owi.
Kaya zakrztusiła się śmiechem machając dłońmi w geście obronnym. 
- Fuck me. - powiedziała rzucając im prowokujące spojrzenie.
- Wiedziałem! - Wymsknęło się Payne'owi.
Micky, który siedział na podłodze leniwie kręcąc jointa podniósł zaciekawione spojrzenie. Jego siostra szybko zorientowała się, że będzie się musiała z tego wytłumaczyć. Prędzej czy później.
- Widziałam ten kawałek nagrany na jakimś koncercie z ich trasy, w którym chłopcy zamiast oryginalnego "rock me" śpiewali "fuck me". I wierz mi. Brzmiało dużo bardziej przekonująco. 
Zayn chrząknął, a Kaya rzuciła mu twarde spojrzenie. Obydwoje myśleli dokładnie o tym samym. Tylko jeden z nich na tamtym koncercie zmieniał tekst rzucając kuszące spojrzenie w stronę aparatu fanki. 
- Harry! - rzucił niczego nieświadomy Niall z entuzjazmem w stronę zielonookiego, który stanął w progu. - Nie uwierzysz co właśnie powiedziała Kaya.

wtorek, 18 lutego 2014

III ROZDZIAŁ

Cześć Koty,
Nie mam internetu. Brzmi to dosyć dziwnie w XXI w., ale co poradzę kiedy Ktoś zalał router, a Panom z UPC najwyraźniej się do mojego domu nie spieszy. Wklejam rozdział i zmykam, bo Pani w McDonaldzie rzuca mi podejrzliwe spojrzenie. 
Czytajcie, piszcie co myślicie. W końcu akcja ruszyła, więc jeśli nie przekombinowałam to powinno być ok.

Pyk!

***

Soundtrack

Dopiero trzeciej nocy w ich domu Harry zorientował się jak zarabia pieniądze rodzina Joined. Kiedy zszedł na dół, około drugiej, po butelkę piwa i resztki z obiadu, usłyszał syk, jakby niedokręcony gaz ulatniał się gdzieś w kuchni. Dźwięk dochodził jednak z łazienki na dole, która podobno wyłączona była z użytku. Podszedł do drzwi, spod których wyłaniał się snop światła i pchnął je delikatnie. Ampuła laboratoryjna postawiona na palniku drgała lekko. W ciemnym pomieszczeniu wyraźnie wyglądającym na opuszczone unosiły się opary i intensywny zapach wyrabianej kokainy. Basy puszczanej cicho muzyki gwałciły umysł. Spomiędzy szklanych probówek, ampułek, i cholera wie czego jeszcze, błysnęły oczy. Rozszerzone źrenice, lśniące i wyjątkowo podkrążone. Drobna dłoń popłynęła w stronę ust i wetknęła pomiędzy wargi grubego jointa. Uśmiech widniejący na tych wargach był triumfalny, był uśmiechem zdobywcy, jednocześnie miał w sobie coś złowieszczego. Zwiastował nadchodzące kłopoty.
Stanął pewnie w drzwiach, prawie z lustrzanym uśmiechem na twarzy. Kaya nie zamarła jak to miała w zwyczaju w takich sytuacjach. Więcej. Nie odrywając od niego wzroku wymruczała cichym nęcącym głosem, żeby podszedł bliżej. Wyglądała jak dumny naukowiec. Cóż. Była to, jakby nie patrzeć, zaawansowana chemia praktyczna. Podzielił się z nią tym spostrzeżeniem.
- Wolę myślę o tym jak o magii. Bo to pewnego rodzaju magia natury.
- Więc produkujesz narkotyki. - powiedział sprowadzając ją na ziemię. -  A Micky i Jace je sprzedają? 
Rzuciła mu znaczące spojrzenie i milczała. Porzucił temat.
- Gdzie się tego nauczyłaś? -zapytał w końcu, tak jakby ledwo się powstrzymywał do tego momentu. Zaśmiała się perliście, widział, że jest naćpana, zastanawiał się tylko czy swoim towarem.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz i myślę, że dla dobra naszej współpracy nie powinieneś wiedzieć.
Nie wiedział dlaczego słowo współpraca zabrzmiało tak sprośnie w jej ustach.
- To spore ryzyko.
- To sporo pieniędzy. - zripostowała go natychmiast z wilczym uśmiechem.
Obserwował jak małe dłonie prawie pieszczotliwie podkręcają palnik, szatkują coś nożem, potem tylko czuł oszałamiający chemiczny zapach.
W salonie coś spadło, pewnie znowu, któreś ze stworzeń pałętających się po domu, zrzuciło szklankę.
- Mógłbyś?
Wyszedł z pomieszczenia zamykając drzwi z dziwnym podnieceniem. Tym najgorszym, tym którego sam się w sobie bał.  Ten dziwny ścisk w żołądku był obietnicą adrenalinowych rozkoszy.

***

Siedzieli do rana, "degustując" jak nazwała to Kaya, więc kiedy Styles zszedł na dół na zwale* i półprzytomny próbując uniknąć gwałtownych ruchów i rozglądając się czujnie za paracetamolem albo innym ibuprofenem, nie zdziwiła go cisza. Rozsadzało mu głowę. Gdyby teraz ktokolwiek miał mieć z nim styczność raczej nie poznałby w nim Harry'ego Styles'a. Poznałby za to rozwydrzone dziecko z kwaśną miną i za małą ilością cukrów w organizmie. W salonie było cicho, w popielniczce dopalał się papieros, najwyraźniej minęło naprawdę mało czasu odkąd poszli spać, ale pachniało kawą, za którą teraz dałby się pokroić. Po przeszperaniu szafek, triumfalnemu zdobyciu painkillerów i kawy usiadł w fotelu Jace'a. Bury kot wskoczył na jego kolana domagając się uczuć, a jego organizm domagał się nikotyny. Nagle czarna plama przebiegła tuż przed oknem, a za nią podążyła postać owinięta kocem, z kubkiem w dłoni. Spojrzeli na siebie przez szybę. Przypomniała mu się poprzednia noc i znów poczuł to dziwne porozumienie, tak jakby łączyła ich więź miliona wspomnień, a przecież zapowiadał się dopiero czwarty dzień współpracy. Mlasnął cicho, i spojrzał jej w oczy. Poczuł gęsią skórkę. Szumiło mu w uszach i nie był już pewny czy to nieprzespana noc, czy zwała, czy może jej odsłonięte obojczyki i przygryziona warga.. Kiwnął głową odrobinę wytrącony z równowagi. Miała na sobie kurtkę brata, która sięgała jej prawie do kolan, kalosze i kompletny bałagan we włosach, a jej rozszerzone źrenice mówiły, że na czymś ją przyłapał. Pies zaczął szczekać więc odwróciła wzrok i ruszyła w stronę pola, raz na jakiś czas rzucając mu gumową piłkę. Wstał i wyszedł na werandę, chłód uderzył go w kark i nerki, zadrżał. Koszulka zatrzepotała na wietrze. Dookoła panowała cisza, dom był zbudowany w taki sposób żeby widok jakiejkolwiek cywilizacji nie zakłócał terenów pola, ani lasów. Usłyszał jej gwizd, potem zobaczył jak brunetka tańczy z psem na środku łąki. Śpiewała. Loki raz na jakiś czas domagał się rozrywki, więc gonili się raz jedno raz drugie, w końcu Kaya poślizgnęła się i padła na wilgotną trawę ze śmiechem. Poczuł dziwny ścisk w żołądku. Coś w tym obrazie było jego. Tak swojskiego, pełnego spokoju. Nagle przypomniał sobie swój dom i zrozumiał decyzję Joinedów o przeniesieniu się na wieś. Wrócił do środka i usiadł z powrotem w fotelu, odpalając papierosa z paczki leżącej na oparciu, po czym pogrążył się we wspomnieniach poprzedniego wieczora. Kaya miała twarz dziecka i gdyby nie jej oczy błyszczące nieposkromioną ciekawością świata, nie dałby jej więcej niż czternastu lat. Była bardzo ekspresyjna, ale nie głośna co było idealną kombinacją. Miała bardzo mocną wizję na swoją twórczość, i to chyba była jedyna rzecz w jej życiu, której była pewna. Miał wrażenie, że coś przed nim ukrywa. Gdy myślała, że on nie patrzy w jej oczach widać było przeraźliwy, duszący ból. Nie znał jego źródła, ale ten wzrok prześladował go kiedy kładł się do łóżka. Czasem w ferworze zabawy kiedy odwracał głowę żeby na nią spojrzeć widział jak jej usta wyginają się nadając jej twarzy wyrazu rozgoryczonego, pozostawionego samego sobie dziecka. Zaraz potem budziła się z transu, uśmiechała, odpalała papierosa i wracała do złośliwego Ja. Zacisnął szczęki i postarał się o rytmiczny oddech. Zaczynał wariować. 
 Usłyszał jak schody skrzypią i uśmiechnął się na widok Niall'a, który z miną zombiaka kierował się do kuchni. 
- Cześć Kocie... - blondyn przecierając oczy, prawie nieprzytomny podszedł do lodówki całkowicie ignorując słowa Harry'ego i wyjął z niej kilka plasterków szynki. Po czym bezceremonialnie wepchnął je sobie do buzi. Dopiero wtedy spojrzał lazurowymi oczyma w stronę przyjaciela i uśmiechnął się niewyraźnie. - Jeść? - zapytał. 
- Jasne. Jajecznica? - zapytał Styles i nastawił patelnię na gazie. 
- Cokolwiek. Jeść. - odpowiedziało mu mruknięcie. Niall zasnął z twarzą w misce z owocami i obudził go dopiero stuk talerza z gorącą jajecznicą. Wpakował sobie jedzenie do ust i plując nim na czystą koszulkę wybełkotał z uczuciem. - Kochaaaam Twoje jajka.
Brunet postanowił zignorować dwuznaczność tych słów i ukrył uśmiech w kubku kawy.
Powoli zespół zaczął schodzić się do kuchni, na niezapowiedzianą naradę. Louis nie pojawiał się, ale znaczące spojrzenia jakie wymienili ze sobą mówiły, że wszyscy wiedzą w czyim łóżku dzisiaj spał. 
- Ja tam jej nie lubię. Wydaje się nadętą pindą, która wierzy ślepo w swój osąd co do nas, muzyki i świata. - powiedział o Kai Liam siedząc na blacie i wypijając Zayn'owi kawę. Malik jakby potwierdził jego słowa, ale zajęty był poszukiwaniami słodkiego więc wymruczał tylko coś pod nosem.
- Ja ją uwielbiam. Jest zabawna, intrygująca i słucha zajebistej muzyki. - Niall nie uznał za stosowne wyszczególnienia, że zajebista muzyka to ta, której słucha on, ale każde z nich chyba było tego świadome.
Harry milczał. Czuł jakby nie miał prawa do brania udziału w tym głosowaniu. Chciał ją zerżnąć. Nie wypadało odzywać się w takich chwilach. Angielskie wychowanie. Plus było w niej coś kompletnie niezrozumiałego, co powstrzymywało go od wyrażenia opinii. 
W końcu Zayn łamiąc na kostki czekoladę znalezioną na najwyższej półce burknął, cicho jak zwykle: - Owszem. Irytująca jest. Ale talentu jej nie brak. Osobowości też nie, chociaż... szczerze? - podniósł wzrok. - Mnie osobiście przeraża. Ktoś powinien w końcu ujarzmić tę dziewczynę.
- Błagam, tylko nie Harry. - głos, który wypowiedział ostatni komentarz był niewyspany, ale bardzo szczęśliwy. Należał do Louis'ego. Styles wyszczerzył się złowróżbnie i oblizał wargi.Podniósł wzrok. Napotkał parę szczerze oburzonych oczu. 
- Harry?

***
Soundtrack
Wybuchła serpentyną śmiechu. Zero opanowania. Ten kawałek przypominał jej czasy kiedy siedzieli w trójkę w Londynie, bez kasy i tańczyli do głupich piosenek, próbując zapomnieć o pustym żołądku.
- Shake shake shake shake y shake it! - krzyknęła ocierając łzy śmiechu i zaczęła skakać po salonie. Micky i Jace tańczyli w stylu cipek z teledysku 50 centa, a Harry dostawał drgawek. Parodiowany lap dance, który dał Zaynowi turlającemu się po ziemi ze śmiechu doprowadził wszystkich do granic. 
Trudno było się opanować, ale wszyscy wychodzili z założenia, że wygłupy z reguły dawały najlepsze pomysły. Niall kręcił tyłkiem lepiej od Kai i kusił - trudno było nie zacząć go po nim klepać. 
Gdyby pół godziny później ktoś zajrzał przez okno zobaczyłby brunetkę, w stanie głębokiego upojenia alkoholowego leżącą na ziemi i próbującą złapać oddech, jednocześnie nie przestającą się śmiać, Micky'ego obserwującego Jace'a i Louis'ego próbujących ugotować kolację/śniadanie, Zayna i Liam'a jedzących watę cukrową, Niall'a, który próbował rapować i... Harry'ego, który ze spokojnym uśmiechem siedział przy sprzęcie wybijając rytm zabawy. To był jeden z tych wieczorów, które mógłby kultywować w swojej głowie.
Odwrócił wzrok od sprzętu i rzucił dziewczynie krótkie spojrzenie. Cóż... nie była już tak nieziemsko piękna jak w Modest, ale może dlatego, że poznał ją lepiej. Charakter miała złośliwej suki, co było rozrywką dopóki nie zaczynała kierować tych złośliwości w jego stronę. Miała rozmazany makijaż, mało pociągającą pozycję i była pijana. Ale nadal wydawała się niemożliwie prawdziwa. Robiła właśnie jakieś dziwne miny śpiewając i wodziła wzrokiem po suficie ze zdecydowanie zbyt dużym zainteresowaniem. Zaczynał podejrzewać ją o schizofrenię. Jace i Louis szybko znaleźli wspólny język co chyba podobało się Harry'emu najbardziej - byli przezabawni, a zaczerwienione policzki blondyna Styles zaliczył do dobrych znaków. Louis właśnie odwrócił na chwilę twarz od patelni, wytarł wierzchem dłoni policzek i westchnął. 
- Ktoś musi jechać do sklepu... - nie zdążył nawet dokończyć, bo Micky i Jace, najwyraźniej wytrenowani, walnęli otwartymi dłońmi w najbliższą powierzchnię twardą i krzyknęli chórem " ja nie!". Zayn i Liam spojrzeli po sobie z satysfakcją. - My jesteśmy najebani. - mruknął Malik z triumfalnymi smirkiem za to niezbyt wyraźnie. Kaya przybiła sama sobie piątkę. - O to to, ja mam to samo. - zachichotała cicho i nie ruszając się z podłogi spojrzała do góry nogami na Niall'a. - Ale shotgun**!
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę blondyna, który właśnie próbował się wymknąć z pokoju i uniknąć jakiegokolwiek wysiłku. Czując gorący wzrok na swoich plecach odwrócił się z anielskim uśmiechem. - Kupcie mi żelki. I chipsy. - po czym z godnością wrócił do tchórzliwej ucieczki. Styles uśmiechnął się pod nosem, podszedł do Kai i pochylił się nad nią. Zwróciła ku niemu oczy, które nagle wydały mu się dużo bardziej trzeźwe. 
***

* zwała - potocznie stan zejścia narkotyku z organizmu
** shotgun - tzw. jeździec - zaklepanie sobie miejsca obok kierowcy