Zaczynam dodawać rozdziały częściej, co na sto procent odbije się na ich jakości. Ostrzegam żeby potem nie było, że... nie ostrzegałam.
Dziękuję Wam za motywację i inspiracje.
Pyk!
***
Soundtrack
Dochodziła szósta, a słońce powoli zaczynało wychylać się zza horyzontu. W studiu leżało kilka nieprzytomnych ciał, a instrumental, który stworzyli do wspólnego kawałka leciał zapętlony.
Zayn i Kaya siedzieli po turecku przy sprzęcie kłócąc się zawzięcie acz cicho o basy. Brunetka praktycznie cały ciężar ciała oparła o Malika, raz po raz rzucając mu oburzone spojrzenia. Zamilkli na chwilę, rudy kot wskoczył na stół i łasił się do niego. Nagle Kaya zerwała się, skoczyła na równe nogi i spojrzała podniecona na swojego kompana.
- No? No mów! - ponaglił ją.
- Pakujemy furę, jedziemy nad jezioro i robimy nagrywkę w plenerze. Zobaczysz jak niesamowicie to zabrzmi pomiędzy drzewami. Naturalna akustyka.
- Zajebisty pomysł! Nie tego się spodziewałem...
- A myślisz, że czemu mieszkamy na wsi? Bo można wyjść na pole i pograć na gitarze.
Zayn spojrzał na nią zafascynowany. Wydawało mu się, że poza studiem nie widział jej śpiewającej na żywo. A on, wydawało mu się, że jako jedyny z zespołu, naprawdę chciał coś tu nagrać i widział w niej... potencjał. Przynajmniej tak Malik nazywał ludzi, którzy gdyby mniej ćpali i melanżowali, a więcej pracowali byliby wielcy.
Kaya jakby czytała w jego myślach. Usiadła nagle po turecku tuż obok niego i rzucając mu ukradkowe spojrzenia, aby odgadnąć jego reakcję zaczęła mówić melodyjnym lekko ochrypłym głosem.
- Spójrz jak to wygląda z boku. Nie mam legalnej pracy, chodzę na melanże, czasem gdzieś zaśpiewam, piszę. Ale nikt tego nie widzi. Ludzie widzą dziewczynkę, która bardzo nie chce dorosnąć, która przegina z narkotykami i alkoholem. A ja nie czuję obowiązku żeby wyprowadzać ich z błędu. I nawet jeśli mam umrzeć zapomniana, niedoceniona... Dla mnie to wszystko co mam, wiesz? - spojrzała na niego pełnym nadziei wzrokiem. - Muzyka i słowa. Nic więcej się dla mnie nie liczy. - zamyśliła się jakby nie była pewna czy chce mu wyjawić tajemnicę. - I miłość. Śmiej się jeśli chcesz, ale ja naprawdę w to wierzę. Wierzę, że przyjdzie w końcu ktoś kto to wszystko zmieni. Kto powie mi, że to jak śpiewam łamie mu serce, a to co piszę jest tym kim jest. - zamilkła, a on, cały czas ze wstrzymanym oddechem patrzył na nią kompletnie zahipnotyzowany.
- I wydaje mi się też, że gdybym coś zmieniła, to to by już tak nie brzmiało.
Zastanawiał się co jej na to odpowiedzieć, pełen sprzecznych ze sobą zdań.
Nagle tak wiele stało się dla niego jasne. Czyli była po prostu artystką na etapie, w którym brak spełnienia oddziałowywał na wenę.
Ale ona już nie czekała na jego odpowiedź, podeszła do komputera, włączyła muzykę i zgłośniła ją do maksimum.
Śpiewając głośno, złapała Zayn'a z rękę i pociągnęła w stronę swojego pokoju.
Tam wyciągnęła dużą torbę i zaczęła wrzucać do niej dziwne, jakby przypadkowe przedmioty cały czas tańcząc pełna euforycznej energii. Zayn patrzył na nią jak na pewnego rodzaju zjawisko. Miała specyficzny sposób nastrajania się do twórczości. Może przez to, że sama pisała sobie teksty, a może dlatego, że była po prostu dziwakiem.
Położył się wygodnie na jej łóżku i raz na jakiś czas podpowiadając jej co naprawdę mogłaby spakować, słuchał muzyki i rozmyślał.
Kaya miała niesamowity dar wciągania w swój świat. Nie ukrywała swojej odmienności, a przez to nie mógł jej zignorować. Zaczynał co raz bardziej przekonywać się do tej dziewczyny i jej dziwnego sposobu myślenia.
Powoli dom zaczął się budzić, słychać było jak na dole rozlegają się głosy i dźwięk odpalonego ekspresu.
Joined podeszła do półki i wyciągnęła z niej whisky.
- Ale nie my musimy prowadzić. - powiedziała przekornie doprowadzając go do śmiechu.
- My nawet nie powinniśmy tu być.* - powiedział Zayn z kpiącym uśmieszkiem.
- Nie wierzę, że właśnie teraz mi to przypomniałeś!
W salonie siedziała reszta One Direction z braćmi Joined i głośno dyskutowali na temat nowego kawałka na nowy dzień. Zayn wszedł pierwszy i oświadczył wszem i wobec, że wyjeżdżają, co przyprawiło wszystkich o dreszcz niepokoju. Po pierwsze przez te kilka dni żyło im się zajebiście razem, Jace i Louis spojrzeli na siebie jakby wizja rozstania łamała im serca. Dopiero po chwili Malik uspokoił ich wieścią, że wymyślili z Kayą pomysł na wypadu w plener.
Wpakowali wszystkie rzeczy i sprzęt do starego busa Micky'ego i ruszyli w trasę. Joined zamierzali pokazać chłopakom ich ukochane jezioro niedaleko Bristolu, a znaczyło to, że mają do przejechania trochę kilometrów i sporo poszukiwań.
***
Soundtrack
Płomień przywoływał skrajne wspomnienia. Od tych traumatycznych, po te piękne, pełne ciepła i czułości. Pili tanie wino z kartonu, raz na jakiś czas ktoś podrzucał drewno do ogniska. Zapatrzeni, pełni wyciszenia i prawie mistycznego poczucia wspólnoty. To właśnie takie chwile powodowały, że ludzie zostają przyjaciółmi. Byli tu przecież wszyscy razem, dotarli, pomimo wszystkich przeciwności i pomylonych dróg. Niall złapał w końcu za gitarę i usiadł obok Kai patrząc na nią z wyczekiwaniem. Wyszeptała mu do ucha to co chodziło jej po głowie i przymknęła oczy wraz z pierwszym akordem.
To była inna Kaya. Takiej chyba oprócz Joinedów nikt nie znał. Poważna, pełna spokoju i jakiegoś niezrozumiałego magnetyzmu. Dźwięki same płynęły z jej ust, naturalnie, jakby właśnie w ten sposób komunikowała się z ludźmi.
- Magiczna, prawda? - usłyszał cichy szept przy swoim uchu Harry. Wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany, czując każdym milimetrem ciała jak i go wszystko bolało, jakby czuł dokładnie to samo co ona. Pokiwał tylko głową w odpowiedzi na stwierdzenie Zayn'a. - Szkoda... - wymruczał jeszcze Malik, ale nie wytłumaczył z jakiego powodu jest mu przykro.
Liam zaczął śpiewać z nią, kiwając lekko głową, z uśmiechem pełnym goryczy błądzącym po ustach. Chyba i on miał jakieś wspomnienia z tym utworem. Złamane nadzieje, złamane serca, chwile pełne niewysłowionego bólu.
Kiedy skończyli Harry wstał i ruszył bez słowa w stronę jeziora. Louis już wstawał żeby za nim podążyć, ale Jace zatrzymał kładąc dłoń na ramieniu, po czym zaproponował wyciągnięcie jedzenia z samochodu. Nastało wielkie poruszenie, bo zakupy robił Niall i teraz zamierzał bawić się w Świętego Mikołaja i zaprezentować wszystkie "frykasy".
I wtedy i Kaya wstała i wolnym krokiem, jakby cały czas w zamyśleniu skierowała się w stronę Harry'ego.
***
Pływał w lodowatej wiosennej wodzie, która mroziła krew w żyłach, ale zdawał się tego nie zauważać. Dopiero kiedy spostrzegł brunetkę na pomoście zbliżył się i oparł dłonie o drewniane deski. Podniósł wzrok. Była taka... Nie potrafił znaleźć słowa, które opisywałoby to jak ją widział. Oblizała wargi, ale nie w ten sensualny sposób w jaki z reguły to robiła. Była pełna determinacji i skupienia.
- Po prostu... Żyjesz w bajce. Zanim zdążyłeś dostać po tyłku, zanim dowiedziałeś się prawdy o świecie. Nie wydaje ci się to wszystko... sztuczne? No wiesz, nieprawdziwe?
Zamyślił się raz podpływając raz odpływając od niej, patrzył jej prosto w oczy. W jasne, duże i okrągłe oczy kota, obramowane wachlarzem ciemnych rzęs. Kusiły, podobnie jak pełne wargi. Ale ona wyraźnie czekała, a on zamierzał dać jej jeszcze czekać.
Położył się na plecach i i spojrzał w niebo. Miliony scen, tysiące twarzy, bilion dźwięków, setki stanów. Odetchnął głęboko. "Witaj w moim świecie". Wyszedł z wody i nie krępując się jej obecnością ściągnął z siebie mokre bokserki. W końcu otulony ręcznikiem, nadal niepoprawnie nagi zasiadł obok niej, mocząc nogi w jeziorze.
- Z całego serca staramy się żeby właśnie tak nie było. Pomyśl... Postaw się na moim miejscu. Jeden Twój podpis i to wszystko o czym marzyszw swoim małym, dziecięcym pokoju na wsi dzieje się w zawrotnym tempie. Fanki, pokazujące ci piersi finki, alkohol leje się strumieniami, koks leży na wyciągnięcie ręki, śpiewasz, ludzie to czują, kurwa Kaya...
Wpatrywali się w tafle wody, w której odbijały się refleksy świateł i milczeli przez chwilę. Każde ze swoich powodów. On wspominając te wszystkie niesamowite momenty, które przeżył przez lata, ona zastanawiając się czy coś straciła.
- Nie mówię, że droga, którą wybrałeś jest zła. Jak mogłabym tak mówić, jeśli siedzimy tu w dwójkę i tylko jedno odniosło sukces. Ale...
- Ale co? Wydaje ci się, że wygrywając życie, właściwie przegrałem?
Spojrzała mu w oczy zaskoczona tak trafną analizą.
- Tak. Gdzie złamane serca? Odrzucone projekty? Te które pieściłeś w swoim domu, te dzięki któym wyzdrowiałeś, albo które sprawiły, że stałeś się chory. Gdzie te momenty głodu i nieszczęścia? Ile miałeś lat kiedy to się zaczęło? Szesnaście?
Przypomniała mu się ona, siedząca na werandzie z butelką i tym nieobecnym wyrazem twarzy i automatycznie wyczuł, że to co przeżyła w tym wieku nie równa się jego przeżyciom, ale... Właśnie. Ale? Czy jej wspomnienia były pełniejsze? Piękniejsze? Nie, były pewnie przerażające, pełne zła i głodu.
Czemu więc czuł jakby były właściwe?
Spojrzeli sobie w oczy, pełni jakiegoś dziwnego wyczekiwania i ekscytacji. Nigdy nie czuł takiego porozumienia, takiego zrozumienia myśli.
Pochyliła się w jego stronę i jej wargi musnęły odsłonięty obojczyk.
- Jakbyś we mnie czytała. To niesamowite uczucie zrozumienia, wiesz o czym mówię, prawda? - Usłyszał jej ciche, mrukliwe potwierdzenie. Złamała go tym. Niby nic, zwykła odpowiedź, ale było w niej coś więcej. Dla niej to było oczywiste, że tak jest, że mieli tu siedzieć, przeprowadzać właśnie tą rozmowę. Położył głowę na jej ramieniu, wtulił nos w jej rozgrzaną, pachnącą tak intensywnie szyję. Westchnął ciężko. Siedzieli tak chwilę, ona cierpliwie czekając, on napawający się jej bliskością. Odsunął się i spojrzał jej w oczy. Nie musiał nic mówić. A jednak czuł niemożliwą potrzebę powiedzena jej czegokolwiek.
- Nie uciekaj. - wymruczał cicho, z niemą prośbą w oczach. - Już nie będę... - był jak małe, skarcone dziecko. Było mu gorąco. Przygryzł wargę. Uderzył otwartą dłonią w drewno pomostu, tuż obok niej. -Przepraszam, nie chcę mi się nawet tłumaczyć, o co... - Poczuł jej ciepłe wargi na swoich, potem poczuł wilgotny język wspinający się do jego ust. Prowokowała go, cały czas trzymając się na dystans, więc złapał ją mocno z kark i przysunął bliżej, pogłębiając pocałunek.
- Więc fuck me... - wymruczał kuszącym tonem.
Powietrze gęstniało. Kaya była w letniej sukience, chociaż dopiero budziła się wiosna, a on powoli tracił możliwość tworzenia. Zrzucał to na brak prywatności, na to, że była jedyną kobietą w domu pełnym facetów, ale prawda była taka, że boleśnie jej pragnął. Była świeża, podniecająca i miękka. Gdyby siedziała tu jakakolwiek inna dziewczyna już dawno rżnąłby ją na tym pomoście, rozdając klapsy i pokazując kto tu kogo zje, ale czuł, że z nią się tak nie uda. Była jak kot - zawsze gotowa do ucieczki, lub ataku gdyby zaszła taka potrzeba. Bał się do niej zbliżyć, a jednak kiedy poprzedniej nocy masturbował się próbując zasnąć to właśnie ją widział oczami wyobraźni.
- Przybliż się. - wymruczał taksując ją wzrokiem. Odwróciła się, włosy spadły jej na twarz. Na ustach widniał kpiarski, groźny uśmieszek. Wiedziała co się dzieje. Usiadła na jego kolanach i objęła go nogami. Lekki materiał sukienki odsłonił jej uda. Nie miała na sobie majtek. Pochyliła się, ich usta dzieliły już milimetry. Dłoń wplotła w jego włosy i zacisnęła ją lekko. Czuła jego ciepły oddech, jego blask w oczach kiedy leniwie pocałowała go w szyję. Najpierw z jego skórą zmierzyły się jej wargi, potem język. Ugryzła go lekko, potem chuchnęła w miejsce całusa. Zamruczał cicho, położył dłonie na jej pośladkach i przysunął bliżej, a potem odszukał jej wargi. I kiedy już mieli się ze sobą zderzyć, szarpnęła lekko jego włosami tak że odchylił się lekko do tyłu.
- Możesz pomarzyć. - parsknęła, zgrabnie zeskoczyła z jego nóg i wskoczyła do wody. W głowie dudnił mu jej cichy śmiech.
***
* - we ain't even s'posed to be here - tekst z Niggas in Paris
* - we ain't even s'posed to be here - tekst z Niggas in Paris