poniedziałek, 3 lutego 2014

I ROZDZIAŁ

Soundtrack


    
     Dom był duży i przestronny, co chwilę padały mu korki, okna były nieszczelne, a drzwi skrzypiały wywołując dreszcze i wieczne dysputy na temat: " Czy jesteśmy na sto procent pewni, że duchy nie istnieją". Nigdy nie byłoby ich na niego stać gdyby nie fakt, że znajdował się na przedmieściach, ale dla nich stanowiło to tylko jego kolejny atut. Podczas jednego z wieczorów w centrum Londynu, kiedy siedzieli w swoim starym mieszkaniu nad barem, paląc jointy i słuchając muzyki, zgadali się, że zawsze marzyli o domu po środku niczego. Każdy z innych powodów. Micky chciał mieć psa. Ale nie szczura, który całe dnie leżałby na kanapie śliniąc poduszkę i ujadając zaciekle kiedy ktoś przychodził, a wilczura, albo inną bestię. Nie wyobrażał sobie jednak męczarni jakie przeżywałby pies takich rozmiarów w mieście. Śniły mu się długie spacery po lasach i ogród. Kaya chciała móc drzeć się do bólu kiedy tylko będzie miała ochotę nie wywołując ataków epilepsji u  sąsiadów i cóż... jej koty przestawały mieścić się w jej pokoju. Wylewały się masami, wszędzie, biegając dookoła kamienicy i walcząc o teren z dachowcami. A Jace? Jace lubił ciszę, lubił spokój... i pragnął przestrzeni. Dom miał ogromne okna, które dawały mu możliwość siedzenia przez kilka godzin bez ruchu, słuchając męczącej kawałki Kai i wpatrywania się w zieleń za oknem. We wrześniu minął rok odkąd się tu przenieśli. Micky, Kaya i on. Z reguły kilka innych osób kręciło się po domu - jakiś tymczasowy chłopak brunetki, lub ich przyjaciele, ale dziś było w nim cicho i spokojnie może ze względu na poranną porę, a może dlatego, że mało kto wiedział, że już wrócili. Erotoman wskoczył mu na kolana i po chwili wtulania się w jego brzuch zasnął w pozycji przeczącej prawom fizyki, a blondyn błądził w myślach.
To była ciekawa przygoda - Superwielki, komercyjny kontest, który opływał w pieniądze i narkotyki naprawdę dobrej jakości. Ale Kaya od prawie samego początku zgasła. Cała jej magia, którą potrafiła wnosić muzyką, cała jej hiperświadomość znikła kiedy na scenie zapalały się światła. Dużo o tym rozmawiali. Micky jako jej ukochany brat i Jace jako najlepszy przyjaciel próbowali ją odblokować, ale na początku nie chciała wykrztusić z siebie nawet słowa. Potem przyznała, że chce po prostu wrócić do domu. I tyle. Kiedy odpadła byli szczęśliwi. Na co była im kasa i blask jeśli ona była nieszczęśliwa? Przecież wniosła do ich życia tyle czułości, niby zwierzęcej, niby niezręcznej, a jednak widok uśmiechu na jej twarzy przynosił ciepło. Mieszkali w razem od trzech lat, obdarzając się wszystkim co mogła dać sobie rodzina. Ich znajomi mówili zawsze, że kiedy są w trójkę zachowują się jak wspólnicy w zbrodni. Zawsze była jakaś konspira. Niewypowiedziane dialogi. 
Jak to nazywała Kaya: " Porozumienie na płaszczyźnie orbitalnej."
Każdy zawsze boi się takiej miłości. Miłości, która sprawia, że jesteś bezsilny, że potrzebujesz ich aby cieszyć się swoim sukcesem i płakać nad swoimi porażkami. Czasem aż czuł wstyd kiedy po obudzeniu radość rozrywała mu serce. Mieli siebie. A w tym kurewskim, czasem naprawdę przerażającym świecie, to było wszystko.
W zamyśleniu nie usłyszał stąpających po drewnianej podłodze pary bosych stóp. Z transu obudziły go dopiero szczupłe ramiona obejmujące go od tyłu i zimny nos na jego obojczyku. Erotoman mruczał cicho. Milczeli napawając się swoim ciepłem i bliskością. 
Już dawno doszli w dwójkę do porozumienia, że milczenie naprawdę jest złotem. Jest magią chemii, która pozwala powiedzieć więcej niż słowa kiedykolwiek będą w stanie. 
Ona właśnie opowiadała mu jak dobrze jest być w domu, i że znowu słońce uderzyło ją prosto w twarz, bo zapomniała zasłonić okien. On mówił o tym, że z kasą znowu jest ohydnie krucho i, że trzeba pojechać do miasta. Pocałowała go leciutko w szyję i ruszyła do komputera w salonie, żeby przez następne piętnaście minut szukać wymarzonego utworu na dzisiejszy dzień. Na piętrze trzasnęły drzwi, w progu salonu stanął Micky. Skacowany Micky z kwaśną miną. - Kawy... - zajęczał wyciągając dramatycznie dłoń w stronę sufitu z miną narkomana. W odpowiedzi usłyszał tylko cichy chichot swojej siostry. Rzucił jej oskarżycielskie spojrzenie.
 - Ty... zdradliwa łasico. Gdzie współczucie, gdzie litość?! Boże... nie znoszę tej rodziny. - i krzywiąc się jak urażona diwa ruszył do kuchni. 
- Zrób od razu śniadanie jak już tam jesteś! - Krzyknął Jace, odwracając tylko lekko głowę z uśmiechem. W odpowiedzi usłyszał wiązankę przekleństw, ale po chwili słychać było szczęk naczyń, a następnie parter zapełnił się zapachem smażonej jajecznicy.
 - Ha! - krzyknęła triumfalnie Kaya i już po chwili tańczyła do znalezionego kawałka. Z kolumny porwała nieskończone wczoraj piwo i wypiła je duszkiem. Włosy miała w nieładzie, a cień scenicznego makijażu prawie znikł z jej twarzy. Była szczęśliwa. 
Domowy telefon był wynalazkiem, który sprawdzał się u nich idealnie. Mieli wiele wspólnych spraw i wspólnych znajomych więc kiedy ktoś miał sprawę do Familii - dzwonił do domu. Dodatkowo Kaya praktycznie nie posiadała komórki, bo wszystkie albo psuły się automatycznie po tym jak brała je w dłoń, albo gubiła je w ferworze zabawy, która była u niej, stety lub niestety, chlebem powszednim. Kiedy więc po śniadaniu chłopcy grali w Uncharted, brunetka znikła porywając psa i dźwięk telefonu rozległ się w kuchni, a w słuchawce, którą przyłożył do ucha Micky rozbrzmiał głos jakiegoś buca pytającego o Kayę brat automatycznie założył, że to ktoś do nich. - A nie mogę być ja? Mam lepszy tyłek od niej... - zamruczał do słuchawki robiąc głupie miny do Jace'a.
- Proszę Pana, dzwonię do Pani Joined w bardzo nietypowej sprawie... - Micky na te słowa dostał ataku głupawki i wylądował na kafelkach, a Jace przejął słuchawkę. - Czy możemy coś przekazać? Kaya właśnie wyszła i nie sądzę żeby pojawiła się w domu przez najbliższe dwie godziny.
- Chciałem złożyć dziewczynie propozycję nie do odrzucenia. Jestem przedstawicielem zespołu One Direction... - zrobił przerwę jakby oczekiwał pisków rozhisteryzowanych nastolatek jako części nazwy. - Wpadliśmy na pomysł żeby nagrała nam featuring. - Szczęka Jace'a opadła, a drzwi frontowe trzasnęły. Loki wpadł do kuchni śliniąc siedzącego na podłodze Mickiego i zostawiając błotniste ślady łap dookoła, a zanim wbiegła Kaya z różowymi policzkami. - Zapomniałam smyczy, coś ze sklepu? - zapytała cicho jakby nie chciała przeszkadzać Jace'owi.
 - Kochanie... Ten telefon jest do ciebie. I błagam, powiedz mu, żeby przestał żartować.

***
Kaya POV

Znak, że właśnie wjechałam na teren zabudowany może nie spowodował, że zwolniłam, ale moje dłonie przykleiły się do kierownicy. Włożyłam rękę do schowka i wyciągnęłam z niego lekko zgniecionego jointa. Cóż... Jeżeli miałam to zrobić, zamierzałam być spokojna i pozostawać stuprocentową sobą. Już raz próbowałam robić muzykę pod publikę i nic nigdy w moim życiu nie było większym fiaskiem. Odpaliłam zwinięte w bletkę zioło i zaciągnęłam się lekko. Samochód zadziałał jak haszkomora i po chwili na moje usta wbiegł lekko kpiący, leniwy uśmiech. Oblizałam spierzchnięte wargi i piętnaście minut później parkowałam już przed szklanym budynkiem wytwórni. Miałam plan. Wyskoczyłam z garbusa, który w porównaniu z resztą automobili dookoła był... kupą złomu i trzasnęłam z impetem drzwiami. Kochałam ten samochód, chłopcy dali mi go na 17 urodziny, tuż po tym jak się wprowadziłam i był moją iskierką wolności. Każdy czasem chce wsiąść do samochodu i uciec na drugi koniec świata. Do środka weszłam pewnie, nie było tu miejsca na wstydliwość, a pruderia była jedną z cech, która irytowała mnie najbardziej na świecie, więc nie zamierzałam teraz udawać skromnej. Kobieta przy wejściu obrzuciła mój ekscentryczny ubiór wzrokiem pełnym sceptycyzmu, ale kiedy spojrzała mi w oczy stała się odrobinę mniej pewna swojego osądu.
 - Kaya Joined. Przerażający budynek... Nie przypomina miejsca związanego jakkolwiek z muzyką, prawda? - rzuciłam uśmiechając się znacząco, i mrugając lekko do sekretarki. W odpowiedzi otrzymałam cichy śmiech młodej dziewczyny i błysk w oku. 
- Trudno się nie zgodzić. Bardziej przypomina miejsce do zarabiania pieniędzy.
Westchnęłam komicznie.
 - Hajs, nie muzyka, hajs! -powiedziałam pochylając się ku dziewczynie konspiracyjnie. 
- Musisz wjechać na ósme piętro, nazwisko kojarzysz? - Kiwnęłam tylko głową i odeszłam w stronę szklanych drzwi rzucając jeszcze przez ramię rozbawiony uśmiech.
Byłam przerażona. Przecież nie musiałam przed sobą udawać, że jest inaczej. One Direction byli, pomimo moich diametralnie innych gustów muzycznych, czymś w rodzaju zjawiska. Pięciu chłopców kpiących z showbisnes'u, jednocześnie odnoszących w nim niewyobrażalny sukces. Bolało. Gdzieś tam w środku - kuło, bo przecież tego właśnie pragnęłam. Jak można myśleć, że droga nie tędy? 
Weszłam do pokoju z napisem Paul Higgins na drzwiach i widok z okien jego gabinetu powalił mnie na kolana. Mentalnie, ale i tak prawie wyrżnęłam twarzą o podłogę. Tak, oczywiście, że spalona potknęłam się w progu. Pogratulowałam sobie w głowie genialnego entrance i podniosłam wzrok. Na kanapie siedział facet w garniturze i pięciu chłopców z minami zbitych psów. Kac? Przywołałam się do porządku. 
- A o to i Kaya Joined. To ze mną rozmawiałaś przez telefon. - chłodny, służbowy ton prosił się o ironiczny respond, ale zacisnęłam zęby. 
- Witam, Pan Higgins jak mniemam... Wyciągnął mnie Pan ze wsi, proszę więc wybaczyć spóźnienie. - uśmiechnęłam się przekornie i podeszłam. Podaliśmy sobie dłoń, którą wcześniej dyskretnie wytarłam o szorty.
- Tych panów chyba nie muszę przedstawiać... - dumnie uniesiona broda i mina z gatunku " Jestem jebanym geniuszem." nie pozwoliła mi dłużej się powstrzymywać. 
- Niestety... Prezentacja jest nieunikniona jeśli mamy razem pracować, bo znam tylko nazwę zespołu i to, szczerze mówiąc, i tak mimowolnie.
 Pierwszy dłoń wyciągnął blondyn.
 - Niall - powiedział ze szczerym uśmiechem. Szybkie porozumienie, mieliśmy chyba w miarę podobne oko na niektóre sprawy, bo zrobił naprawdę imponującego zeza rozbieżnego kiedy Higgins odwrócił wzrok. Chwilę zajęły nam konwenanse, które w ich przypadku przypominały bardziej "gówno warte konwenanse". Brunetowi, który stał na końcu podałam dłoń nie patrząc w oczy. Coś w nim powodowało, że poczułam niepokój. Z jego dłoni płynął prąd, dreszcz przebiegł mi po karku.
 - Harry. - cichy, lekko zachrypnięty głos przedarł się do świadomości. Rękę uścisnęłam jednak tak, jakby słowo "niepewność" nie widniało w moim słowniku. Usiadłam w wygodnym czerwonym fotelu, oblizałam wargi, żałując, że nie wzięłam ze sobą Jace'a i Mickiego. Widziałam oczami wyobraźni jak przebiegałoby to spotkanie gdyby jednak tu byli.
 Wstępne pertraktacje i omówienie projektu od strony biznesowej zajęło Garniakowi chwilę, która wydawała się trwać wieki. Wiedziałam, że zaproponują duże pieniądze, nie byłam tylko pewna dlaczego mi i, że aż tak duże. Kiedy skończył wzięłam głęboki wdech, a na usta wszedł lekko szyderczy uśmiech. Oczy mi rozbłysły jakbym dopiero teraz się obudziła. " Show time..."
- Okej... Prawda jest taka, że zrezygnowałam z komercyjnego grania. Jak trzy czwarte Wysp miało szansę się przekonać nie za dobrze mi to szło. Wiem, że to mógłby być dla mnie znaczący projekt i naprawdę doceniam propozycję, ale... Ciężko mi to sobie wyobrazić. Pomijając oczywiście fakt, że muzyka, którą gra zespół kompletnie odbiega od moich ram, nie potrzebuję teraz rozgłosu po X-factorze. Właściwie chciałabym tego uniknąć. - patrzyli na mnie jakbym była kosmitką. Z czułkami ujebanymi ketchupem. Spojrzałam w bok z konsternacją i opanowałam ruch wytarcia fikcyjnego brudu z mocno fikcyjnych uszu.
- Rozumiem, że może to brzmieć dla was abstrakcyjnie... - kpina w końcu wylała się ze mnie. - Kokaina to droga zabawka, hahaczyk na bluzie też jest ważny, ale właściwie dobrze mi w moich ciuchach z lumpeksu. - uśmiechnęłam się ironicznie obserwując ich reakcję. Samą siebie zdążyłam już zirytować. Snobizm bez kasy. Jebana hipsteriada. Gratulacje Joined.
Blondynek spojrzał na mnie zaskoczony.
- Czekaj... czyli przyszłaś tu nas obrażać? - powiedział teatralnym tonem odkrywcy i parsknęliśmy śmiechem. Odpowiedziałam mu nad wyraz poważnym potwierdzeniem i ruchem z gatunku bitch please i'm fabulous.
- Chcesz żeby chodziło o muzykę. - Harry patrzył mi prosto w oczy nie pozwalając mi odwrócić wzroku. Zrobiło mi się ciepło i czułam, że cała moja elokwencja ulatuje. " Kurwa mać, co się ze mną dzieje?"
Chłopcy spojrzeli w jego stronę, a on kontynuował, podczas mojego żmudnego zbierania myśli z podłogi. - Oglądałem ten sezon. Widziałem cię na castingach. Nikt nie miał tyle swobody, widownia oszalała. Może to nie był najlepszy głos, ale dziewczyno... Charyzmę mogłabyś rozdawać.
Oczy mi płonęły. Kącik ust drgnął mi lekko, a dłonie zaczęły szukać papierosów w torbie. Po chwili uświadomiłam sobie jednak, że pewnie obowiązuje tu zakaz palenia i porzuciłam tik nerwowy.
- Dzięki. I tak. Telewizja mnie zjadła. Potrzebuję chwili na odbudowę żeby nie zacząć robić pustego gówna dla amerykańskich cipek w mundurkach szkolnych. 
Zaśmiał się lekko nie odwracając wzroku. - Takiego jak...? - zawiesił głos, ale wiadomo było co miał na myśli.
- Nie tylko dla amerykańskich cipek... - wymruczał jeden z nich pod nosem. - Cóż za zniewaga... - dodał po chwili mrugając do mnie ledwo powstrzymując śmiech.
Harry czekał na dalszy ciąg. Wymieniliśmy świecące spojrzenia i w końcu odwróciłam wzrok. 
- Przyszłam do was z pewną propozycją, pozwólcie, że ją przedstawię, a potem dam czas do namysłu - tak dużo jak będziecie potrzebowali. - zrobiłam chwilę przerwy żeby uzyskać ich stuprocentową uwagę i powstrzymałam wybuch śmiechu przewidując ich reakcję. - Chcę żebyśmy nagrali to u mnie w domu, z moim sprzętem i bez kamer. Zrobimy sobie jam, posiedzimy, pomyślimy. Bez menagerów, fanek i ochroniarzy. Bez kogoś kto pisze wasze teksty i muzykę.
- Część tekstów piszę ja - Niall spojrzał na mnie oburzony.
- Pomijając fakt, że rzucasz w nas mięsem. - dodał Zayn. Wyraźnie go irytowałam.
Rozłożyłam ręce w geście obronnym. 
- Zastanówcie się. - wstałam i podałam im po kolei dłoń. 
Louis pochylił się lekko w moją stronę i szepnął mi do ucha. - ej... czy ty jesteś upalona? - uśmiechał się, ale naprawdę chciał znać odpowiedź. Parsknęłam śmiechem. - No comment.

5 komentarzy:

  1. Zapowiada się dość ciekawie tylko na początku miałam problem z czyjej perspektywy piszesz. Ogólnie nie mogę doczekać się dalszej części, zwłaszcza że opowiadanie zapowiada się nietypowo. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie się zapowiada, ale czasem idzie się pogubić. Czekam na nexta i mam nadzieję, że popracujesz nad błędami jakie ci się zdarzają. Ale nie przejmuj się, to jest dopiero początek zawsze mogą się zdarzyć jakieś pomyłki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i jestem. W końcu dotarłam do Twojego opowiadania. To nie tak, że nie miałam ochoty lub ignorowałam czyjeś prośby. Po prostu czasem mam wewnętrzne zniechęcenie do czytania. Tak, jestem mi z tym źle, bo kocham to. Myślę, że rozumiesz i wybaczysz mi to opóźnienie. Zaczęłam czytać tak zwany "spam" z mojego bloga, zaczynając od Twojego opowiadania. Powiem jedno: nie żałuję.
    Mimo iż nie jestem zwolenniczką wulgaryzmów, to Twój blog mnie do siebie przekonał. Nie jestem "święta", ale po prostu uważam za zbędne używanie takich słów częściej niż dwa, trzy razy w rozdziale. Jednak taki jest Twój styl? Jeśli tak właśnie jest, to mi się podoba. Do Kaii to pasuje, do tej Twojej ekscentrycznej bohaterki :) Szczerze mówiąc jestem zaskoczona zasobem słów. Po prostu wspaniale się czyta. Może dwa razy miałam problemy ze zrozumieniem sensu, ale to nie był błąd logiczny, ani nic w tym rodzaju, a raczej brak spacji, przecinka. W każdym razie nie jest to jakiś ogromny błąd, który byłby w stanie zmienić mój stosunek do Twojej twórczości. Jestem naprawdę pełna podziwu. Wydajesz się być osobą, która napisała w swoim życiu już naprawdę wiele i ma świadomość o swoich zdolnościach. Każe słowo jest genialnie dobrane. To coś nowego, jeśli chodzi o moje doświadczenie w czytaniu fanfiction. Naprawdę nie wiele jest blogów, które mogą się poszczycić tak wysokim poziomem, jak Twój. Jesteś fantastyczna w tym co robisz i ubogaciłaś mnie
    zarówno prologiem i pierwszym rozdziałem. Uważam, że to co tutaj próbujesz przekazać jest bardzo prawdziwe, a co za tym idzie, warte przeczytania. Naprawdę dziwię się, że tak mało osób tutaj dotarło. Myślę, że głównie to kwestia wyglądu oraz promocji bloga. Napisałaś już, że szablony, html, to nie Twój świat, ale! Mam dla Ciebie dobrą wiadomość, bo niektórzy ludzie właśnie tym się zajmują na bloggerze. Robienie szablonów. Ja do Twojego oczywiście nic nie mam, bo jest przejrzysty, jasny i dobrze się czyta. Jednak zważywszy, że mogłoby by Ci pomóc zmiana wyglądu, to, jeśli mam coś polecić, to tę stronę, gdzie można pobierać "wolne szablony" --> http://szablony1kierunkowe.blogspot.com/. Gorąco polecam! Ja na pewno napiszę gdzieś o Twoim opowiadaniu, gdyż uważam, że jest
    świetne! Nie jest to banalny pomysł, Twoje umiejętności są na wysokim poziomie, a ty wydajesz się być inteligentną osobą, którą powinna zobaczyć, że to co pisze jest naprawdę dobre! Mam nadzieję, że niedługo dodasz nowy rozdział. Nie obiecuję, że zaraz zostanie on przeze mnie skomentowany, bo u mnie jest z tym strasznie kiepsko. Natomiast mogę obiecać, że postaram się! Proponuję również, abyś dodała opcję "obserwatorów" czytelników, na bloga, aby ludziom łatwiej było zobaczyć, kiedy dodasz coś nowego ( w tym mnie!). Nie mam uwag, co do stylu pisania, bo jak już wcześniej napisałam, jesteś fantastyczna! Uważam, że piszesz o wiele lepiej ode mnie i wydajesz się być obiecującą młodą pisarką ;) Myślę, że w miarę upływu czasu twoje opowiadanie stanie się coraz bardziej popularne. Wszystko trzeba jakoś zacząć, prawda?
    Przykład: moje pierwsze fanfiction pisałam z zerowym doświadczeniem o... czymkolwiek! Byłam beznadziejna, a teraz jestem pewnie trochę lepsza. W każdym razie czuję, że pisanie dało mi dużo. Zdobyłam doświadczenie i już drugie opowiadanie, na które trafiłaś (IWTBTS) odniosło (w porównaniu z poprzednim) ogromny sukces. Dlatego nigdy się nie poddawaj, nawet jeśli to Ci nie wyjdzie (w co szczerze wątpię; a tak poza tematem, mam dziwne odczucie, że nadużywam nawiasów w tym komentarzu :p)
    to się tym nie martw! To chyba tyle. Postaram się tu wpadać, a jeśli czasem zapomnę (czasami się tak zdarza, niestety), to mi o tym przypomnij! Życzę Ci,abyś się tu rozwijała, abyś miała coraz więcej czytelników, dużo weny, a przede wszystkim radości i satysfakcji z pisania!
    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. po pierwsze: chciałam Ci bardzo podziękować za szczere komentarze, bo na takich naprawdę bardzo mi zależy. uwielbiam pisać i chciałabym szlifować tą nutkę "artystyczną" ;) możesz być pewna, że wezmę pod uwagę Twoje słowa. A co do cytatu - owszem, to "samotność w siec", jedna z dwóch moich ulubionych książek Wiśniewskiego.
    po drugie: piszesz niesamowicie. uwielbiam taki sposób opisywania sytuacji i myśli bohaterów. bardzo mnie zaciekawiłaś i na pewno będę regularnie tutaj zaglądała ;) piszę pod pierwszym rozdziałem, bo nie mogłam się powstrzymać, ale za chwilkę biorę się za kolejne. Chciałabym, jeżeli oczywiście masz ochotę i czas - byś zapoznała się z moimi dwoma innymi opowiadaniami, do których adresy masz na "i'll be waitin.", proszę Cię o to ponieważ chciałabym poznać Twoje zdanie o całej mojej "autystycznej" twórczości. ;) a teraz przepraszam za tak długi list i buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Gubisz przecinki przy imiesłowach, spójnikach,
    „błądził w myślach.” - błądził myślami, chyba...
    Jest zagrożenie, że takie przeciągane rozmyślania narratora mogą znudzić czytelnika - mniej opowiadania o zwyczajach i osobach. Mniej pustych słów, zdarza Ci się powtarzać myśli i rozwlekać.
    Zaczynasz zdania spójnikami, zamiast skleić je z poprzednim. Wtedy nie będą takie krótkie, a tekst będzie płynniejszy.
    Gubisz przecinki przy zaimku „co” i spójnikach, tak znów.
    Jestem przeciwnikiem wulgaryzmów, musi być mocne, emocjonalne uzasadnienie ich, dla mnie go nie ma.
    Czuję nutkę melancholii, która miesza się z sennością. To jest przegadane! Za dużo „pustych” słów, za mało faktów! Tak naprawdę, piszesz bardzo obszernie, jednak ciągle wiem bardzo mało!
    „Skacowany Micky z kwaśną MINĄ. - Kawy... - zajęczał wyciągając dramatycznie dłoń w stronę sufitu z miną narkomana” - Co z tą MINĄ w końcu jest? Wkradło Ci się powtórzenie, które namieszały tu.
    „mój ekscentryczny ubiór”- czyli jaki? Nie opisałaś głównych bohaterów! W ogóle! Nawet drobnego wspomnienia o jakiś dziwacznym ubraniu, szkoda.
    „Weszłam do pokoju z napisem Paul Higgins na drzwiach” - to „na drzwiach” jakoś drętwo przykleiło się do zdania, proponuję; „Stanęłam przed drzwiami, na których widniała schludna tabliczka z napisem „Paul Higgins.”
    Zdarzają Ci się niepotrzebne powtórzenia.
    Pan, pani... To małą literą.
    „proszę więc wybaczyć spóźnienie. - uśmiechnęłam się” - Uśmiechnęłam wielką literą, często zdarza Ci się to.
    „patrzyli na mnie jakbym była kosmitką. Z czułkami ujebanymi ketchupem.” - Strasznie uśmiałam się z tego, chyba starasz się wystylizować to opowiadanie na „luzackie”, jednak... Przepraszam to nie mój gust!

    Widzę jakiś zamysł na fabułę, jednak odnoszę wrażenie, że jest tu za dużo „lania wody” i kreowania „imidżu” niż konkretnej treści. Albo to się za wolno kręci, albo coś leży w tej narracji.

    Masz spory zasób słów, dlatego pozwala Ci to na tworzenie błyskotliwych i ciekawych zdań, może ich za dużo?

    No nic! Lecę do kolejnych rozdziałów!

    Pozdrawiam
    Makowa Pani

    OdpowiedzUsuń